Warszawa mnie zassała.
Wszystko wróciło do normy. Ilość spożywanego hummusu, ilość przypraw w moich daniach, ilość wypijanego wina (na wsi nie było z kim).
Wzrosło mi też zużycie szpilek, co mnie cieszy i pieniędzy, co cieszy jakby mniej. Brumburak przyswoił sobie słowo „korki” i na każdy dzwonek domofonu reaguje: SUSHI?!?
Chodzę do tych samych sklepów, ubieram się w te same ciuchy, spotykam się z tymi samymi przyjaciółmi i znów mam bardzo dobre wymówki, żeby karnet do siłowni był używany wyłącznie jako skrobaczka do szyb 😉
Jest wspaniale.
To znaczy ewidentnie cały ten Śląsk był jak z dowcipu o rabinie i kozie. Mieszkałam w Waw i dopadł mnie życiowy zblaz, więc bez większego żalu porzuciłam co miałam, na rzecz nowego. Nowe nie okazało się tylko różowe, co oczywiście było do przewidzenia, ale zawierało więcej kolców niż stado jeżozwierzy. Powrót do tej strasznej Warszawy, wiecznie spieszącej się, mimo że głównie to jednak stojącej w korkach, okazał się więc zbawieniem. Nadęci hipsterzy wydają się teraz bardzo w porządku, bo to dzięki nim knajpy i usługi równane są w górę. Tłok i ciągła bliskość ludzi zabija uczucie samotności i pustki. A dzięki długim dojazdom do pracy znów jestem na bieżąco z wydarzeniami i muzyką. No same plusy ;))
A w pracy?
Jeszcze nie ogarniam tej kuwety, wiadomo, ale jest bosko. To znaczy mam wrażenie, że znów trafiłam bardzo dobrze. Na świetnych ludzi, dobrą atmosferę i fajne rzeczy do zrobienia. To znaczy uważam tak, jak już uda mi się opuścić łóżko po porannych negocjacjach z budzikiem i Decybelem, bo zanim podniosę jolkę, pracuję w kamieniołomach za pół miski ryżu dziennie 😉
I tak o.
Zaliczyłam też już czerwony dywan, kilka darmowych drinków oraz sushi z panem Solorzem i panią Wachowicz. Gdyż wszystkie stoliki były oblężone, a ich jakiś taki pusty. No a mnie, niestety, odwagi po alkoholu nie brakuje… 🙂 Robiłam im potem bezczelnie fotki, ale nie jestem z tego szczególnie dumna, więc nie będę publikować 😉
Lama przypomniała mi świetną scenę z Bridget Jones. Tak…
(video jakoś nie chce się wstawić)
To ja. Tyle, że na sali było ciemniej, więc może nie zapamiętają mojej twarzy 😉
Dopóki nie wywiniesz jakiegoś spektakularnego orła na czerwonym dywanie i nie przeczytam o tym na plotek.pl to się nie liczy 😉
coming soon 😉
brawo!
teraz wiemy po co byl ten slask – acz wozkowanie po polach osobiscie uwazam za kozystne. hura!
zrzuciłam kilka kg… przydało się.
Zapytam sie Prezesa czy Ciebie pamięta 🙂