np. na fali pozbywania się balastu w postaci nadmiaru rzeczy, pozbyłam się miliona zbieranych przez lata płyt CD. i o ile z płytami poszło jakoś sprawnie, to ze sprzętem grającym już rozstać się nie umiałam. nieważne, że nie będę miała czego na nim odtwarzać. to pewnie ta sławna żelazna logika kobiet 😉
podpytywałam znanych mi emigrantów, czy mi coś doradzają przed przeprowadzką.
jedyne, co usłyszałam, to „pośpiech” 😉
ale jak robiłam rachunek sumienia spraw niezałatwionych, to mi się przypomniało, że dawno u stomatologa nie byłam. tradycyjnie, jak nie boli, to o zębach się zapomina. i pewnie nic bym w temacie nie zrobiła, bo w NL dentyści też przecież jacyś muszą być.
aż tu nagle, całkiem wtem, Holendrowi posypał się jeden ząb. i okazało się, że zamiast sklejać, lepiej wstawić sztuczny. implant. no zdarza się.
tyle, że zaproponowano mu złoty implant. ZŁOTY. a nie chodziło o ósemkę, czy specjalny ząb wkręcany na wyjątkowe okazje, takie jak ostre party z cyganami.
myślałam, że se jaja robi.
ale nie.
holendrzy uważają złote i srebrne zęby za coś totalnie normalnego. bo przecież to bardzo trwały i neutralny materiał. a im się złote uzębienie nie kojarzy źle, z komuną, rosją, trzymaniem majątku przy dupie, czy też raczej w zębach…
te nowiny odrobinę przyspieszyły moją decyzję o wybraniu się do stomatologa W POLSCE.
a jak poszłam, to wiadomo, okazało się, że nie udało się poprzestać na jednym, czy dwóch ruchach. wpadłam w ciąg dentystyczny.
i tak se chodzę i chodzę, tu plomba, tam wyrywanko, tu czyszczonko.
i nie wiem, może macie inaczej, ale z prostego rachunku wynika mi, że muszę być krokodylem, albo innym szarkiem.
leczę zęby od kilkudziesięciu lat, nie? średnio pewnie ze dwa razy w roku robią mi plombing. więc albo moje zęby składają się już wyłącznie z plomb, albo ktoś mnie tu robi w jajo.
i ci stomatolodzy.
to naprawdę specyficzni ludzie, nie?
no kto świadomie wybiera zawód stomatologa. w jakiej głowie rodzi się myśl: a spoko, od teraz będę kimś, kto grzebie ludziom w paszczękach, większość będzie się mnie bała i unikała oraz kojarzyła z bólem i odchudzaniem portfela 😉
ja się im teraz dobrze przyjrzałam. to są potwory.
na początek miło, miło, proszę powiedzieć, jeśli będzie bolało, ja teraz tutaj tylko zajrzę i popsikam.
a potem się zaczyna.
pierwsza tortura – zadawanie miliona pytań, albo opowiadanie o tym, co ci zrobią, PODCZAS, gdy trzymają w twoich ustach obie dłonie, siedem przyrządów, kolano i niedojedzoną kanapkę. oraz oślepiają lampą. i nie da się uciec, bo dla pewności złapali cię jak rybę na haczyk, ssakiem za policzek.
a co, jeśli jednak chciałabym coś powiedzieć, albo dopytać, albo bo ja kurwa wiem, oddychać? 🙂
i siedzisz na fotelu z głową w dole i nogami w górze, walczysz o życie i próbujesz zrozumieć, jak to jest możliwe, że za to wszystko płacisz.
ale to było tylko preludium.
bo potem jest borowanko.
no jak duża może być dziura w zębie, której gołym okiem zazwyczaj w ogóle nie widać?
bzzzzzzz.
bzzzzzzzzzz.
bzz bzzz bzzzz.
bzz?
bzzzzzzzz.
BZZZZZZZZZ.
BRRRRRRRR.
WRRRRRRRR.
bzzz.
bz.
bz.
bz.
i se myślisz – JUŻ. koniec. dowiercił mi się do mózgu, teraz to już tylko śmierć, ale może chociaż szybciej pójdzie.
a on wierci dalej. BZZZZZZZZZZZZ.
jak jednak jakoś skończy z budowaniem największej dziury we wszechświecie, zaczyna kleić.
ty się rozluźniasz, bo przecież już po wszystkim. teraz trzeba tylko uzupełnić ubytek, utwardzić i do domu. potem trzeba się przez godzinę powstrzymać od tarzania w burakach, ale przecież białe wino nie farbuje, więc da się jakoś przeżyć.
klei, klei, klei… no z siedemnaście razy wkłada ukręcone białe grudki.
kurcze, może mam słabe wyobrażenie o tym, z czego klei się zęby, ale jeśli to by była plastelina, to z tego co oni tam próbują wkleić, dałoby się zrobić całego yeti, baranka shauna, reksia i jeszcze na dwie małe foki by zostało.
ukleił, ukleił, utwardził.
dumny z siebie każe zagryźć i sprawdzić.
ni cholery. nie styka się. no nie styka. wino bokami będzie mi się wylewało, tak nie może zostać.
co za niespodzianka! po co tam całą paczkę plasteliny pchałeś wariacie?!?
i teraz co?
no kurwa borowanko.
przecież dawno mi nie próbował dostać się do mózgu.
może też być tak, że oni po prostu lubią borować, a że po tych wszystkich latach leczenia zębów, nie zostało mi zbyt wiele swoich zębów, to se doklejają plasteliny plombowej, żeby w niej porzeźbić. powiercić.
bym się obraziła i dała se spokój, bo przecież nic mnie nie boli. ale jak sobie wyobraziłam, że idę do dentysty w holandii i coś mi tam robią, a ja przecież nie wszystko rozumiem i zgadzam się na to, co mi proponują, bo zakładam dobrą wolę, a kończę ze złotym uśmiechem, to wszystko wybaczam i umawiam kolejną wizytę w tym stomatologicznym maratonie…
nie spotkalam sie w NL z propozycja zlotego zeba:)i tak sie zastanawiam :ile taki zloty zab moze kosztowac?;)
bo wstawienie zwyklego ,bialego to koszt okolo 500€(nie implant)…??
przy nastepnej okazji zapytam dentystke czy robi takie cuda:)
a ze jestem teraz tam czestym gosciem(syn bedzie mial aparat zakladany)-to okazja bedzie:)pozdrawiam i czekamy tu na Ciebie:)
nie wiem, ile miałby kosztować, ale pewnie zapłaciłby jak za złoto 😉
w pl biały, nie implant, też kosztuje 500eur, ale złotych w cennikach nie widziałam 😀
Niemcy przyjeżdżają do Polski leczyć zęby, to Ty, PANI Z ZACHODU nie będziesz mogła sobie pozwolić na dental-turystykę? phi 😀
HAHAHA, będę przyjeżdżać służbowo czasami do PL, więc zawsze pretekst do odwiedzenia stomatologa będzie 😉
bz
bz
bz jest najgorsze;-)
ale gorsza jest ta woda w migdalki i powietrze w nos…
oddychanie jest takie przereklamowane;-)
(u sasiadow w Luxie robia pani porcelanowe i zwracaja 90% ale zalapalam si etylko na jednego:-()
W nl też będę miała ubezpieczenie obejmujące zęby, ale z tego co się zorientowałam, przed objęciem mnie ubezpieczeniem wykonuje się przegląd i wszystko co było, nie podlega polisie 😉
A mnie to już mdli od samego czytania…
😀 mnie mdli i boli 😉
Ja dostaję paniki na dwa słowa:
różyczka
płomyczek
To są te dwa najchujowsze wiertła w galaktyce, które słychać na którymś księżycu Jowisza – podejrzewam, że na Jokaście, albo nie – na S/2003 J 10 – tak, z pewnością na tym.
Nie wiem kto tak nazwał wiertła, ale go nie rozumiem 😉
HAHAHAHA 😀
popłakałam się ze śmiechu milion razy, a dzień miałam więcej słaby 🙂 czytam Cię od zawsze, ale ten wpis to majstersztyk! 🙂
:-* <3
Takie same skojarzenia mam będąc u dentysty, a jeszcze urazy z dzieciństwa kiedy taka wizyta oznaczała ból nie do wytrzymania powodują, że nawet dzisiaj to zawsze trauma.