Minęło pół roku od śmierci rodziców, a ja nadal nie potrafię tego w głowie poukładać.
Psycholożka mi powiedziała, że musi minąć rok. Wszystkie święta, wszystkie pory roku, wszystkie urodziny, dni matki, dziecka i imieniny. Jak to wszystko przetrwam i przerobię, będzie łatwiej. Bo przecież wiadomo, że druga, czy siódma Wigilia bez rodziców nie jest tak straszna, jak ta pierwsza. Zobaczymy.
Póki co jest kiepsko. Nie potrafię na przykład chodzić na cmentarz. Sama myśl, że mam się tam wybrać mnie paraliżuje. I wierzcie mi, nic nie wiecie o prokrastynacji, dopóki nie chodzi o coś takiego… Jak miałam się uczyć na klasówkę z biologii, to oczywiście uporządkowanie książek alfabetycznie i osiem rozmów z przyjaciółką było ważniejsze. Jak były wejściówki, zejściówki i środkówki na laborkach z fizyki na polibudzie, to i tak ważniejsze było pomalowanie paznokci, umycie okien, czy przesadzenie kwiatków. Przed ważnymi prezentacjami w pracy moja lodówka lśniła, ubrania były wyprasowane, zwierzęta wyczesane i wypastowane, a kabina prysznicowa nie nosiła śladu kropelki wody… Wszystko to znam. Ale wszystko to pikuś w porównaniu z tym, do czego jestem zdolna, żeby nie iść na cmentarz.
Jednakowoż, czasami trzeba.
Pojechałam ostatnio. Nikogo. Zimno, szaro, wieje, śnieg. Parking pusty. Ścieżka do wejścia zawiana śniegiem, brak śladów butów. Siedziałam w samochodzie i nie potrafiłam się z niego ruszyć. Gryzłabym kierownicę, gdyby nie to, że w budce ze zniczami był pewnie ktoś żywy, znudzony, podglądający świat zewnętrzny. Otworzyłam drzwi i wypadłam w biel. A jednak w mrok.
Skrzypiąc śniegiem i środkiem jolki, poszłam na grób.
Przerażające jest, w jakim tempie przybywa grobów. Wszyscy sąsiedzi są w wieku rodziców – 63, 54, 65… naprawdę. Gdzie są ci ludzie, dożywający średniej? 73 dla mężczyzn i 81 dla kobiet? Nie da się uniknąć myślenia o tym, ile mi zostało… No i groby dzieci. I wtedy nie da się w ogóle myśleć…
Śnieg sypał wolno. Groby, rośliny, wstążki, ławeczki, krzyże, zdjęcia… Zero ruchu, wszystko po prostu trwało. Mimo, że w zasadzie miejsce było zaprzeczeniem trwania. Efekt zamknięcia w szklanej śniegowej kuli. Wirujący śnieg i cisza.
Byłam sama na cmentarzu, a przynajmniej tak mi się wydawało aż do momentu, gdy jacyś ludzie niemal doprowadzili mnie do zawału, gdyż nagle z cichości i bieli wyrośli tuż obok mnie. Przyszli na sąsiedni grób. Cały cmentarz pusty, a oni akurat przyszli tam, gdzie ja. No ale wiadomo, młode groby są częściej odwiedzane niż te stare.
Wyrwana z bezruchu, zajęłam się sprzątaniem. Na grobie było całkiem sporo zmarzniętych kwiatów, świeczek, stroików świątecznych, wiadomo. I ślady kocich łapek, z których się bardzo ucieszyłam. Ktoś ich odwiedza, mimo że ja nie potrafię…
Mój tato zmarł rok temu. Pojutrze minie rok. Jedziemy na cmentarz jak tylko odwiedzamy mamę. Ale to jakby puste miejsce. Kawałek kamienia że zdjęciem taty, ale bez niego samego. Nie czuję że on tam jest. Za to czuję, że jest w mojej codzienności. Dzwonię do mamy i mam zamiar zapytać jak on się czuje. Odwiedzam ją i mam wrażenie, że tata zaraz wyjdzie z garażu i wejdzie do domu i powie „cześć corcia”… Cmentarz jest obcym miejscem…
Cmentarz jest przerażającym miejscem. Rozumiem, że niektórzy potrzebują mieć coś namacalnego, „nowy adres zamieszkania”, żeby odwiedzać bliskich, ale ja bym wolała pielęgnować ich wyłącznie w głowie i sercu…
O śmierci mojej mamy mineło wiele lat. A ja ciąglę znajduję wymówki…
Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyna w tym swoim omijaniu cmentarza…
W pierwszym roku po śmierci Taty byłam tam prawie codziennie. Pewnie rekompensowałam sobie to, że nie widywałam go przez poprzednie 6 lat. 🙁 ściskam Cię mocno.
Dziękuję, wzajemnie! :-*
A ja mam wręcz odwrotnie po śmierci mamy, wstawałam skoro świt żeby przed szkołą pojechać na cmentarz ale najgorsze było to, że obok mojej mamy pochowany jest 19 letni chłopak, zamordowany przez kolegów. Co rano spotykalam jego Matkę.
Do dziś tak mam że tylko tam potrafię się uspokoić i wyciszyć, gdy w moim życiu jest kolejne zlodowacenie, tylko tam potrafię jakoś ułożyć myśli.
Każdy reaguje inaczej. Dla mnie to puste i bardzo bolesne miejsce. Ale może jeszcze za wcześnie.
Jolu. Przytulam. Mam dokładnie takie same przemyślenia.
Ze zdumieniem patrzę na groby wokół grobu mojego teścia. Ludzie tam zamieszkali. Ławeczki, daszki, uprawy, grabienie śladów stop wokół grobu na odchodne… szanuję to i mam nadzieję, że oni szanują naszą żałobę. Jesteśmy tam od święta i uciekamy szybko.
Kolejne święta są kolejne. Uczysz się jak żyć z rozdartym sercem.
Mój teść nie żyje 3 lata.
Kiss
Potrafię sobie wyobrazić dlaczego tam zamieszkali, zwłaszcza gdy odchodzi wieloletni partner… Mnie wizyty tam bardzo bolą i w żadnym razie nie uspokajają. Póki co w każdym razie…
Nie minął nawet miesiąc. Bylam dwa razy. Za kazdym razem to zderzenie, ze to REALNE. i TEN ROK brzmi dla mnie przerazająco, zwlaszcza, że to 26.12 będzie rocznica pierwsza. I rocznica ostatniej wigilii dwa dni wczesniej. Duzo sily Jola. Mieszkają oni w sercu, nie na cmentarzach.
Dasz radę, wiem to. I powtarzam – pozwalaj sobie pomagać. To pomaga 😉
Poki co doszlam do wniosku, ze pojscie na cmentarz jest dla mnie latwiejsze niz pojscie do pracy, wyjscie do ludzi i ogolnie powrot do zycia. ..
w kwietniu minie 2 lata od śmierci mojego tatki. cmentarz to dla mnie takie miejsce symboliczne, tam go odwiedzam, już nie boli to tak bardzo… ale i tak najbardziej czuję jego obecność codziennie, przed snem, gdy przez głowę przebiegają wspomnienia różnych momentów: i tych ostatnich – kiedy to obydwoje wiedzieliśmy chyba że one takie właśnie są, ale nie byliśmy w stanie pogodzić się z taką prawdą, i wielu wcześniejszych chwil – dziwnie, czasem zupełnie nie istotnych, ulotnych …. a teraz ważnych…
Może i mnie przestanie boleć. Kiedyś…
Ojciec mojej corki, a moja pierwsza milosc, zmarl dokladnie 15 lat temu ( wczoraj byla rocznica). Na cmentarzu bylam 2 razy, za kazdym razem konczac z goraczka I depresja. Nie umiem nadal. Firma jest wynajeta do sprzatania, a rozmawiamy w myslach. Mam wyrzuty sumienia, ale nie przelamie sie. I bardzo Cie rozumiem. I sciskam. To prawda, ze czas pomoze, ale zapewniam Cie, ze jeszcze nieraz potem zaszkla CI sie oczy, ot tak, na srodku Marszalkowskiej, czy w Londynie. Bo to nie tak mialo byc. Co do wieku dojrzalego, moi Dziadkowie pochowali juz wiekszosc swoich rowiesnikow, rodzine, sasiadow. Babcia najstarsza z 6 rodzenstwa, ostal sie tylko najmlodszy brat. MA 81 lat, dziadek 86. Kochani sa. Pozdrawiam Cie Jolinda, tak od serca.
Dziękuję Ci bardzo. Wzajemności ciepłe!
Pierwszy rok jest najgorszy,wiem z doswiadczenia. Co nie znaczy,ze po roku bol mija. Po prostu zycie wciaga coraz bardziej,nadchodza nowe sprawy,ale sa momenty, ze i po 10 latach potrafi walnac obuchem w glowe,jakis dzwiek, jakis obraz,jakis zapach…Dla mnie cmentarz nie jest najgorszym miejscem, to taki abstrakcyjny (dla mnie) symbol,rozklada mnie w domach i mieszkaniach, w ktorych tych ludzi brakuje…
Ja straciłam też ich dom, a w moim nowym domu nie bywali, więc brak wspomnień. Zostało tylko to, co w głowie… Aż to.
Plus blog o Maminie, do którego oczywiście nie jestem w stanie jeszcze zajrzeć, ale bardzo się cieszę, że jest 🙂
Trzymaj sie cieplutko!
A na bloga zajrzyj dopiero,jak bedziesz sie czula na silach,nie za wczesnie.
Przed nami wkrotce pierwsza rocznica smierci mojego tescia. Choc nawet tym tesciem nie zdazyö zostav,zmarl przed naszym slubem. Wiem,jak ciezko bedzie mojemu mezowi i mam nadzieje,ze pozniej choc troche latwiej…
Przytulam Cię mocno.
Za dwa tygodnie sześć lat, jak nie ma mojego ukochanego dziadka, który przez długo był najważniejszym facetem w moim życiu, dwa tygodnie temu trzy lata, jak nie ma taty mojego M.
Oni przecież wiedzą, że tęsknimy. Cmentarze są bardziej potrzebne nam, niż im…
Dziękuję :-*
Az nie wiem co napisać, Tule.
A mieszkanie – mimo ze nie znam sprawy to brak mi słów
Dziekuje :-^
No ja mam swietna wymowke w postaci emogracjo-malych dzieci. Po pogrzebie w grudniu, zlecilam w maju nieslubnemu zeby podrzucil konwalie jak to w zimna Zoske – na imieniny ale niezdolal. Tablice zalatwialam 6 miesiecy po pogrzebie – zdalnie przez interneto smsy bo nie chcialam angarzowac osob trzecich…
Bylam dopiero 7 miesiecy po. Najsurrealniejsze uczucie na swiecie – zupelnei nei wiesz jak sie zachowac, jak w amerykanskim filmie, ma ci byc smutno ale przedewszystkim chcesz sie wydostac niepotknawszy… Bluszcz odrosl swietnie, dosadzilam rozchodnik. Bede jednak musiala ciotke poprosic o wsadzenie cebulek konwalii…
a przedewszystkim – mnie sie wydaje, ze co jak co ale tam to ich najbardziej nie-ma wlasnie…
pzdr
Jeju jak bardzo to znam…
Jolcia, przytulam bardzo bardzo mocno.
Taty i Dziadków nie ma już kilkanaście lat a żal w sercu nadal.
Dziekuje. Odtulam 🙂
Przeczytałam ten post wczoraj wieczorem ze łzami w oczach. Przeczytałam również każdy komentarz czując ucisk w okolicy żołądka. Bo kiedy myślimy, że jesteśmy tacy boleśnie wyjątkowi, tacy skrzywdzeni, okazuje się, że obok nas są setki osób, które przeżyły podobną tragedię i dają radę. To naprawdę podnosi na duchu.
Cały rok 2014 walczyliśmy o życie mojej mamy, którą kolejni lekarze podczas kolejnych operacji uszkadzali coraz bardziej. Co noc bałam się zamknąć oczy, bojąc się, że rano obudzę się nie mając matki. Nie da się z niczym porównać tego paraliżującego strachu, który towarzyszył nam wszystkim długie miesiące. Na szczęście mamie udało się przetrwać ten ciężki rok, wyzdrowieć, wyjść na prostą i wrócić do pracy. Pamiętam Wigilię 2014 – jedną z najszczęśliwszych w naszej rodzinie 🙂 Bo teraz miało już być dobrze, przetrwaliśmy!
Niestety… Rok 2015 zmiażdżył nas doszczętnie. Wiosną, kiedy wszystko budziło się do życia, a słoneczne promienie rozgrzewały leniwie, my staliśmy w kilka osób na cmentarzu patrząc na małą białą trumienkę… Zmarł synek mojej siostry. Niespodziewanie i całkowicie bez sensu. Widok, którego nigdy nie zapomnę. Nie ma dnia żebym nie myślała o Miśku. Nie jestem w stanie nawet z nikim o nim rozmawiać. Ogromna tragedia, której nie sposób zrozumieć, wyjaśnić sobie. Nikt z nas (pozostałych członków bliskiej rodziny), nie miał odwagi pójść na cmentarz z moją siostrą. Ja byłam tam z nią tylko raz. Ale wiem, że każdy chodzi, kiedy tylko może. Czasem zupełnie „przy okazji”, tak jak wpada się do bliskiej osoby, żeby sprawdzić, czy u niej wszystko dobrze… Aż do 1 listopada nie paliła się tam nigdy żadna świeczka, zgodnie z życzeniem mojej siostry, dla której zapalenie znicza wydawało się być najbardziej ostateczną rzeczą w życiu. Pełno jest za to pięknych drobiazgów – szklane anioły od starszych siostrzyczek (które to anioły bez szwanku przetrwały wszystkie letnie burze, wichury i ostatnie mrozy), aniołki z porcelany i przepiękny porcelanowy konik na biegunach, pluszaki, kwiaty…
Wiem, że codzienne wizyty na cmentarzu są swoistego rodzaju „terapią” dla rodziców, którzy stracili dzieci, bo tylko tak mogą zachować te resztki pozoru, że dbają o swoje maluchy.
Nigdy nie jesteśmy gotowi na śmierć naszych rodziców, bo nigdy nie ma momentu, w którym przestajemy ich potrzebować. Śmierć dziecka jest czymś nienaturalnym i nie sądzę, aby dało się z tym pogodzić. Śmierć partnera/męża, również potrafi zostawić ogromną dziurę w sercu. Moja ciocia swojego pierwszego męża pochowała blisko 40 lat temu, a i teraz, po tych wszystkich latach, kiedy opowiada o jego śmierci, nie jest w stanie mówić bez zalania się łzami po kolana.
Doskonale mogę zrozumieć „niechęć” do cmentarzy. Zdecydowanie bardziej wolę pielęgnować ciepłe wspomnienia zgromadzone za życia moich bliskich niż kojarzyć ich z zimną, bezosobową płytą. Rozumiem również, że niektórzy potrzebują tych codziennych wizyt, aby przetrwać. Nie ma dobrego i złego sposobu, a już na pewno nie powinniśmy nikogo oceniać przez pryzmat własnych potrzeb, z czym niestety spotykałam się bardzo często. Dla mnie cmentarz, to tylko puste miejsce. Są dni, kiedy ciągnie mnie tam niewyobrażalnie, a są lata, kiedy nie zaglądam tam wcale.
Jolu, przytulam mocno. Podziwiam Cię, że nadal trzymasz się na powierzchni. Jesteś niesamowitą i silną kobietą. I z całego serca życzę Ci, żeby w końcu zaczęły Cię spotykać same najwspanialsze rzeczy!
e.
Dziekuje Ci serdecznie i przytulam mocno.
Mnie cala ta historia z rodzicami uznyslowila, jaka szczesciara bylam do tej pory. Wszyscy zdrowi, kochajacy, zywi… A teraz odkrywam, ze niemal kazdy ma schowany jakis dramat 🙁
Calusy!
Jola, ściskam Cię i ryczę :*****
Dzieki :-*
Jakbym czytała o sobie… Tata odszedł pod koniec sierpnia, po krótkiej ale wrednej chorobie. Byłam na cmentarzu może 5 razy (łącznie z pogrzebem) i za każdym razem Jego imię i nazwisko na tabliczce to ciąg abstrakcyjnych znaków, na które patrzę nie widząc ich. Sama nigdy tam nie bywam, zawsze z mężem, który dzielnie mnie holuje… Jolu ściskam Cię mocno i wiem, że nasi bliscy są dalej z nami, w końcu mamy ich najlepsze geny 🙂
Dziękuję. Odściskuję… :-*
Wiesz, ja nie znoszę cmentarzy, ale gdybyś potrzebowała, żeby ktoś wszedł z tobą albo właśnie nie wszedł, bo to nie ten dzień, to ja się jakoś zorganizuję czasowo i miejscowo. Notariusze potrafią milczeć albo nie milczeć.
Dziekuje Kochana :-*
Mam to samo… mama odeszła błyskawicznie w listopadzie, miesiąc później przyszła na świat moja córcia, pierwsza, jedyna…wymarzoną przez babcię wnusia… Na cmentarz fizycznie nie mogłam i nie chciałam i nie chcę. Racjonalizuję żałobę…to przecież tylko egoizm z braku możliwości doświadczania jej 5 zmysłami. Uczę się cieszyć jej obecnością w tym, co zostało – smaki, przepisy, wspomnienia, odciedziczone nawyki…bardziej cieszy niż boli, bo uświadamia, że nadal jest obok w tym wszystkim.
Przewrotne jest to, że nekropolie zawsze lubiłam. Wyciszają mnie i relaksują; wszędzie, gdzie jadę w świat odwiedzam…
Jedyny sprzymierzeńcem czas…każdy następny dzień mniej boli a uwaga skupia się bardziej na radości z następnego pokolenia- naszych upgrade’ów…lepszych wersji nas. Ważne, żeby pielęgnować i im przekazywać „Best of” …
Jak się na tym skupić to smutki, żale, blokady, melancholia i lęki same pójdą w cholerę…
Ściskam, wiem, rozumiem…
Brunona w objęcia i cieszyć się tym co jest , wizualizować co będzie a nie smucić tym, co było…
Dziękuję.
Ciepłe wzajemności :-*
Też mi się trochę posypało, siedzę w domu na bezrobociu, nic nie mogę znaleźć, więc narazie nadrabiam zaległości internetowe (i Jolkowe, chwała bogu). I przybił mnie ten wpis i teraz płaczę jak bóbr. Mój tata nie żyje już prawie 9 lat (kiedy to zleciało?), zmarł dokładnie tydzień po moich 18 urodzinach, dokładnie nagle, bo nigdy wcześniej nawet nie chorował, nie licząc przeziębienia. I rzeczywiście, z każdym rokiem jest jakby trochę łatwiej, ale i tak od czasu do czasu mnie to znienacka dopada. Tyle bym mu chciała opowiedzieć, albo chociaż głos usłyszeć jeszcze raz.Trzymaj się :*
Przykro mi Kasiu 🙁 Trzymaj się… :-*