Jak na osobę niepracującą i pozbawioną obowiązków innych niż zajmowanie się nieletnim osobnikiem płci męskiej i uzupełnianie zapasów wina, to jestem dość zajęta. Przedziwnie zajęta. Nic niby nie robię, a na nic nie mam czasu. Klasyczne „im bardziej Kubuś zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było”.
Trochę się najeździłam po fabrykach różnych. Trochę się nasłuchałam bredni na temat fabryk, trochę tych bredni na swój temat posprzedawałam… Bo to przecież tak jest. My tapirujemy swoje CV, a firmy tapirują swój wizerunek, żeby najlepszych kandydatów przyciągnąć. Żeby dać im poczucie, że to oni muszą zabiegać o pracę, a nie fabryka o nich. Taki taniec godowy, co? Nawet jak firma znana i nie musi tapirować wizerunku, to obowiązki zawsze są pięknie polukrowane. No bo kto by się skusił na stanowisko, które opisane by było jako codzienna orka na ugorze i notoryczna rzeźba w gównie z przerwami na lichą kawę i ploty i dozorcą? 😉
Wydaje się, że praca jest. To znaczy jest. Wszystko dogadane. Ale póki się kawą przy własnym biurku nie zaleję i póki pierwszej gafy nie strzelę, czy chociażby orła na szpilkach na fabrycznym korytarzu nie wywinę, a pierwsze wynagrodzenie na konto nie wpłynie, to wiadomo, wszystko się jeszcze wydać wielkim nieporozumieniem, albo snem z elementami rozrywkowymi 😉
Dziękuję za kciuki!Będę dawać znaki, jak już będę mogła je dawać. Natomiast wydaje się, że sięgnę gwiazd 🙂 Taki to kosmos.
Sięgniesz. Per aspera ad astra – nie ma innej opcji 🙂
Poduchę w majty, żeby dupneks ochronić, i do roboty 🙂
Nie zapomnij obrobic dupy wszystkim z pracy, bom ciekawa 😀
Przyjeli Cie do NASA 😉
To kiedy ta pierwsza kawa?
I czy to fabryka, która Ci szlaban na głowę spuściła?