Daj kamienia!

Dziecko moje płci męskiej (dla odróżnienia od dziecka mojego płci żeńskiej, którego nie posiadam), ma 7 lat i chodzi do 4 klasy lokalnej, niderlandzkiej podstawówki. Przez ostatnie 3 lata, wyłączając niestety okres home schooling’u, nie kiwnęłam palcem w temacie odrabiania lekcji, projektów plastycznych, czy tam nauki wierszyków. Takie rzeczy załatwia się w czasie zajęć w szkole i nie zrzuca się ich na rodziców. I słusznie.

Nadal mnie mrozi na wspomnienie polskiego przedszkola z pracami domowymi i projektami artystycznymi, które w 100% były wykonywane przez rodziców. Tak Kasiu, nadal nie umiesz pokroić kotleta, ale ten portret Chopina akwarelą to ci się naprawdę udał… Litości.

Tak więc do tej pory był spokój, ale kilka dni temu Bru wrócił ze szkoły z zadaniem domowym. A nawet wyzwaniem domowym, jak się wkrótce okazało. Bo gdyż, szkoła zażyczyła sobie kamienia. Będą go malować, albo może uczyć się krzesać iskry, albo wybijać z głowy głupie pomysły. Nie wnikam. Kamień ma być duży, ale mieszczący się w dłoni, tyle.

Mówię mu, że to dość proste. Wychodzisz z domu, idziesz w lewo lub prawo, patrzysz pod nogi, znajdujesz kamień, wracasz, done. Poszedł i go nie było. Lubię takie prace domowe! Hahaha…

Czułam się jak ta matka, która każe dziecku szukać w całym domu konkretnej zabawki. Zabawki, która jest sprytnie schowana w kieszeni spodni matki pijącej w spokoju wino… Gdzieś tylko o tym słyszałam, słowo… 😉

No ale niestety Bru dość szybko wrócił i to bez kamienia. Ja pierdzielę, co za fujara. Jak można być takim cielakiem, który nawet kamienia nie może znaleźć. Dobra synek, potrzymaj mi piwo, pokażę ci jak się to robi. Mieszkamy tuż obok parku, więc znalezienie kamienia nie powinno zająć mi więcej niż 3 minuty. Idziemy do parku. Kot z nami. Hahahaha, ekspedycja naukowa.

Niestety, park okazał się być bezużyteczny w temacie kamieni. Zero. Albo trawa, albo krzaki, albo ścieżki wysypane piaskiem i/lub muszelkami. Kamieni brak.

No too… hmm… WIEM! Niedaleko był niedawno remont jakiejś tam rury, czy czegoś, na bank zostało trochę rozgrzebanej ziemi, będą kamienie! No ale nie było. Śladu po remoncie też nie, zupełnie nie po polsku 😉

W rozpaczy pojechaliśmy do marketu budowlanego, tam muszą być jakieś kamienie. Hahahaha, straszne. Naprawdę sądziłam, że kupię dziecku ładnego otoczaka i temat będzie wreszcie z głowy. No ale nie da się kupić jednego kamienia niestety, a akuracik nie potrzebowałam worka 50kg kamieni.

Kamienie, skąd się bierze kamienie w tym dzikim kraju?!? Gór nie mają, wiadomo, ale kamienie jakieś powinny przecież być, prawda?!? A może cała Holandia to tylko piasek i woda, hmm…

WIEM! Muzeum Natury! Tam w sklepiku mieli jakieś takie kryształy i inne kamulce. Zapłaciłabym jak za zboże, trudno, ale niestety muzeum przecież do 18-tej, a kamień potrzebny na rano.

Dzwonię więc do matki kolegi Bru. Starszego kolegi, więc temat kamieni powinien być jej znany z zeszłego roku. – Heeeeeey, mam dość nietypowe pytanie – masz może pożyczyć kamień? Hahahahahaha… Jak już przestałyśmy rżeć ze śmiechu, okazało się, że i owszem!

No to na rowery i po odbiór kamulca. I jak tylko wyjechaliśmy z domu uzmysłowiłam sobie, że za moim domem jest ścieżka prowadząca do ogródków domów przy mojej ulicy. BRUKOWANA ścieżka.

Myślicie, że łatwo wygrzebać kamień z takiej ścieżki? Bardzo trudno. Ale czego się nie robi dla swojego dziecka. Ja na przykład zostałam wandalem… Ugh. No ale warto było, bo uratowałam dzieciakowi dzień, prawda?

Nieprawda. Gdyyyyyż. Gad ZAPOMNIAŁ zabrać kamienia do szkoły. Ja-cięż-kurdęsz-pierdolęsz…

Przez cały dzień wymyślałam wyrafinowane sposoby zemsty za jego niefrasobliwość. TYLE poświęcenia, a ten mały palant zapomniał zabrać kamienia do szkoły.

Wraca. Pytam się jak było i jak mu poszło z kamieniem. A jad spływał mi po zębach i szpony me błyszczały zaostrzone i krwi żądne.

Mówi: – A dooobrze, pomalowałem kamień zapasowy, nauczycielka miała kilka dla zapominalskich.

Patrzę na to cudo i oczom nie wierzę – kawałek cegły z resztkami tynku. Hahahahaha… oni naprawdę nie mają pojęcia o kamieniach w tym plaskatym kraju.

12 komentarzy

  1. tessa

    No wlaczyla mi sie Trojanowska z „Podaj cegle”;)
    Mozesz na nastepnym zebraniu zaproponowac, zeby dokladnie definiowali przedmioty prac domowych;)

  2. Jolanta

    Hahaha, dzieci są… No jakie są wiadomo. Wszystkie jakby podobne czy coś w tym rodzaju, za to matki zmagania ze ścieżką świetne!

  3. i tak to twoje dziecko jest nad podziw rozgarnięte, bo ci o kamieniu rzekło w odpowiedniej porze.
    Moje (w Polsce się działo) o 21 mówiły lekko „a ja musze mieć na jutro słonia w butelce”. A ja mieszkałam w takiej dziurze gdzie nie było liroja czy innego oszoła czynnego całodobowo…
    Nie wiem jak one przeżyły te moje dzieci, bo alkoholu nie pijałam nigdy… (Nie, żebym taka porządna była, zdrowie mi nie pozwalało)

    • Jolinda

      Hahahaha, to chyba taka dziecięca klasyka… 🙂 Teraz nauczyciele maile ślą i pewnie uprzedzają rodziców. Z tym, że ja jestem z tych opornych, którzy ich nie czytają zwykle, a przynajmniej nie na czas 😉

      • lylowa

        moja mala coreczka zdaje w tym roku mature ale i tak wciaz znam to uczucie o godzinie 21:30 wieczorem, ten lek, ten lekki scisk w zoladku, ten moment zawieszenia na odglos bosych stop po schodach… w dol… „mama, zapomnialam powiedziec, ze na jutro musze przyniesc niebieska plasteline i papier kolorowy.” twoj wpis jest jakby manifestem, no i w dodatku ten kamien. symbolika wielopoziomowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.