Wiem, że chcielibyście update’u.
Też bym go chciała…
Bo niestety, odkad dowiedziałam się o tym, że cały dział idzie pod nóż, wiele się nie zmieniło. Prócz dramatycznego spadku ilości maili, które otrzymuję. Z 300 do 3 dziennie… Także, jeśli kiedyś nosiliście się z zamiarem napisania do mnie, ale baliście się, że jestem zbyt zajęta i nie odpowiem, teraz jest dobra pora, żeby spróbować 😉
Sprawy się toczą niezwykle wolno, gdyyyyż tak jest dobrze dla większości pracowników i rada pracownicza robi co może, żeby ten proces agonii przeciągać w nieskończoność. Widać w NL eutanazja TAK, zwolnienia grupowe NIE 😉
Kolejny miesiąc, kolejna wypłata… Szacuję, że skutecznie zwolnią nas w okolicach maja. To jest naprawdę słabe, bo czujemy się jak departament duchów. Zawieszeni w czasie. Topór zatrzymany na sekundę przed cięciem. I tak już ponad miesiąc…
Wewnętrzni klienci mojego działu wydeptują sobie ścieżki dookoła nas, nasze biurka stoją puste, a świat się jakoś nie zatrzymał, chociaż runeło kilka małych światów. Mi oczywiście klasycznie odpierdala, bo nie umiem być stworzeniem kanapowym.
I jak na osobę wkrótce bezrobotną przystało, rozglądam się za robotą. Nawet ze dwa cv wysłałam… I nawet dostałam propozycję pracy, ale ponieważ lubię życie na pełnej kurwie, to ją odrzuciłam. HAHAHA… Chciałam napisać, że to mogą być pierwsze objawy choroby psychicznej, ale kogo ja oszukuję. Jakie pierwsze…
Niestety, smutna prawda jest taka, że najprawdopodobniej moja ukochana (i mówię to prawie bez ironii) firma, zamknie mnie w złotej klatce na następne 6 miesięcy. Będą mi płacić i głaskać, będę mogła przychodzić na siłownię, jogę, kawę, zachować darmową kartę do kina, nawet za urojone dojazdy do pracy będą mi oddawać, ale do innej roboty mnie nie puszczą. I to może się okazać najtrudniejszym doświadczeniem zawodowym, z jakim przyszło mi się zmierzyć do tej pory.
6 miesięcy na kanapie. Zesram się na fioletowo. Żeby tylko raz…
Trwanie w zawieszeniu to chyba najgorsze, co może człowieka spotkać. Bez względu na okoliczności i perspektywy.
Współczuję, życzę wytrwałości 🙂 A radę sobie dasz, jak to Jolka <3
Ściskam ze Śląska topniejącego w śniegu,
e.
A ja tam chcę żeby Cię trzymali jeszcze nawet dłużej. Wówczas jest szansa, że śmigniesz ze mną do tych Włoch… a może nawet i Azję razem zrobimy 😀
o faka faka… my tez do lipca w dupie… czekamy na nowa prace –> kraj? —> dom—> szkole i przedszkole w rejonie…. —> prace dla mamy, hahah 🙁
to jest towazysko i emocjonalnie teczowe bagienko…
pozdrowienia
Skoro srywasz na fioletowo to może sprzedaj to swojemu byłemu pracodawcy? 😀
Nic tak nie męczy jak nicnierobienie. Ale i tak nie łączę się w żalu, 6mcy płatnego urlopu przydałoby się, oj tak 😉
Jolka to może w końcu ksiazke napisz. Nie dla kasy. Dla fanu 🙂 i fanów
Stan zawieszenia, nieważne czy zawodowego czy prywatnego to najbardziej wykańczające doświadczenie. Niestety znam…. Kolejne 6 miesięcy???
Jola – sterkte!
A ja chętnie skorzystałabym z pracy, gdzie za nic-nie-robienie dostaje się godziwe pieniądze i inne dooperele. Ja tam jestem chętna do siedzenia na kanapie i zajmowania się swoim światem wewnętrznym 😉
Mowisz tak bo chyba nigdy nie byłaś w takiej sytuacji. I dobrze 🙂
Nie chodzi o to że się nic nie robi bo się nie chce. Chodzi o to zawieszenie. Uczucie uciekającego między palcami czasu. Poczucie marnotrawienia własnego potencjału. Mega ciężko. Zwłaszcza jak lubisz działać i mieć wpływ na to co się dzieje w Twoim życiu. A tu taka chora zależność od cudzych decyzji…
Wiem, o co chodzi, tyle tylko, że ludzie są różni. Ja mam tyle własnych ciekawych spraw i zajęć, że praca jest wyłącznie dodatkiem i przykrą koniecznością. Szkoda mi czasu, mam poczucie jego marnotrawienia właśnie w pracy będąc. Świat, życie ucieka, a ja tkwię w pracy! Tak to zawsze czułam, ale teraz… nie pracuję i jest mi w końcu niesamowicie dobrze 😉 Tylko, że czasu i tak brakuje 🙂
może byś książkę jaką napisała? W czasie tych miesięcy kanapowania?
chyba ci sie w dupie poprzewracało, dorośnij
Jesli ci to nie odpowiada, zawsze, chyba, mozesz sie zwolnic. Mysle jednak, ze w twojej sytuacji to dosc luksusowa opcja na poszukiwanie nowej prac. Glukoza
Hmmm, nie ma tego złego… Zawsze można wkuć trochę holenderskich słówek i porozkminiać tę ich gramatykę. Ale wiem też, że samemu najtrudniej wziąć się do galopu. Pozdrawiam, Magda