Lubię żartować, że mam jednego syna, który jest połowicznie Holendrem i połowicznie normalny 😉 i jednego pełnowartościowego kociego głupka ze śmietnika. I o ile moje dziecko-kundelek nie robi oczywiście na nikim wrażenia, o tyle polski kot śmietnikowy, jest absolutną gwiazdą ulicy odkąd się tutaj wprowadziliśmy.
Zaczęło się od tego, że kot odprowadzał mnie i Bru do szkoły. Szkoła jest blisko, więc nie musiał brać kanapek na drogę, ani przypinać mini wrotek, a jednak widocznie lubił te wyprawy, bo ich nie opuszczał. Rano przemykał się od samochodu do samochodu towarzysząc nam w drodze do szkoły. Szybko jednak obczaił, że trafił do kociego raju, gdzie kotom wolno wszystko (prawie jak rowerom), a psy chodzą zawsze na smyczy i niespecjalnie wolno im szczekać i oczywiście zaczął z tej kociej wolności korzystać wylegując się całymi dniami na środku chodnika.
Popołudniami, gdy odbierałam młodego ze szkoły, kot szedł ze mną i siadał przed przeszklonym wejściem w oczekiwaniu na Bru. Ku uciesze nauczycieli i dzieci, bo O JAAAA, MACIE W DOMU CZARNĄ TRESOWANĄ PANTERĘ?!?. No a potem we troje wracaliśmy do domu.
Z czasem mój kot, a jest on z tych grubych, puchatych dziadów wielkości odchowanego cielaka, stał się ulubieńcem wszystkich okolicznych dzieci, które wielokrotnie robiły mu zdjęcia, woziły go wózkiem dla lalek, czy wspólnie polowali na żaby i ważki w kanale za ogródkami. Kaspar, kot znaczy się, prawdopodobnie jest gwiazdą TikToka i ma więcej followersów niż nasz prezydent. No ale nie sprawdzałam. W każdym razie – kocisko nauczyło się, że może się wylegiwać na samochodach, wygniatać trawę i kwiaty w ogródkach sąsiadów, zaglądać do kilkunastu różnych kuchni i jedyne co go spotyka to głaski, całuski, fruwające plasterki szynki i nieautoryzowane sesje zdjęciowe.
Kiedyś widziałam, jak „zaatakował” jedną z sąsiadek. Wychodziła z domu, a mój kot nie był głaskany już pewnie od 15 minut, więc jak mu się trafiła taka okazja, to rzucił jej się z półobrotu pod nogi i wywalił brzuszysko do głaskania. Kobita nie dość, że się przestraszyła, to oczywiście usiłowała go nie podeptać, więc straciła równowagę i wywaliła się na chodnik jak długa. Szczęśliwie nic jej się nie stało i mogła niezwłocznie przystąpić do drapania dziada za uchem.
Ale wczoraj widziałam znacznie lepszą scenę z udziałem mojego kociego głasko-żebraka. Z któregoś domu wyszedł facet, ale ewidentnie nie sąsiad, tylko ktoś kto wpadł z wizytą. Wyszedł i zaczął zajmować się odpinaniem swojego roweru. Moje kocisko podbiegło do niego świńskim truchtem (żeby się przypadkiem nie spocić, albo NIE DAJ BOŻE schudnąć) i zaczął ocierać się o nogi gościa. Gość był najwyraźniej zwierzolubny, gdyż zaczął kota miziać. Kot był najwyraźniej w desperacji, gdyż zaprezentował mu wszystkie ze swoich dwóch najlepszych trików:
1) tarzanie się pomiędzy butami, które pozbawia równowagi i zmusza ofiarę do ukucnięcia i miziania w przyziemiu. Tarzaniu towarzyszy głośne mruczenie i strojenie min pt. jestem bardzo biednym kotem, który nie jadł już od 23 minut i nawet nie pamięta jak to jest być głaskanym przez życzliwe ręce
2) gdy po kilku minutach pieszczot ofiara opuszcza napastnika i usiłuje odejść, kot dogania takiego ktosia, wyprzedza go galopując głośniej niż podkuta gazela i rzuca się na plecy (własne, nie ofiary) z dość dramatycznym miauknięciem domagając się większej ilości głasków
Oglądałam ten spektakl z okna na strychu z milczącą aprobatą, bo jak każda matka, jestem do nieprzytomności zakochana w swoim dziecku. Przynajmniej w tym włochatym 😉
No więc po wielokrotnym zaprezentowaniu obu żebro-trików przez tego włochatego debila (mówię o kocie rzecz jasna), mężczyzna postanowił wsiąść na rower i odjechać. I wtedy, wiadomo że całkiem WTEM, kot rzucił się pod koła roweru! Hahahaha… Rower był nadal nieruchomy, ale wyglądało to przekomicznie. Taki mały koci Rejtan 😉
Facet zaczął się na głos śmiać, wyciągnął komórkę i… zaczął stream’ować na żywo wyczyny mojego kota na FB. SERIO. Nie wiem, ilu było widzów, bo raz, że za daleko stałam, a dwa – musiałam interweniować! Koleś wsadził sobie to moje kocie bydlę do koszyka rowerowego i nadal nadając na żywo, zaczął mówić, że oto właśnie znalazł nowego przyjaciela, który nie chce mu dać odejść, więc nie ma wyjścia i zabierze go ze sobą do domu.
No halo.
Otworzyłam okno i krzyczę, że to mój kot. I żeby se nie wyobrażał, że go może od tak sobie zabrać, nawet jeśli kot ma ze sobą małą walizkę i petycję o adopcję 😉
Kot, jak każde niegrzeczne dziecko gdy usłyszy matkę, położył po sobie uszy i najszybciej jak potrafi uciekł się schować pod najbliższy samochód. Jak spłoszony-kurza-stopa-kochanek przyłapany na gorącym uczynku… Hahaha.
Facet, po tym jak wreszcie zlokalizował skąd pochodzi głos, który do niego przemawia, wyłączył komórkę i powiedział, że musi wracać do żony. Pomachał mi i na odchodne rzucił, że jak się wreszcie rozwiedzie, to tu wróci. Myślę, że chodziło mu bardziej o kota niż o mnie, aaale nadzieja przecież umiera ostatnia 😉
Juz sie nie moge doczekac:) Nasze nam tego nie wybacza;)
Czego kocie oczy nie widzą, tego futru nie żal 😉
hahaha na zwierzaki najlepiej się podrywa płeć przeciwną 😉 kiedyś mój Brat brał mojego psa ( tak w liceum) a potem przychodziły do domu lasencje i pierwsze co to rzucały sie do głaskania kundla 😉
No wiadomo, że pies jest atrakcyjniejszy niż nastolatek 😉
Hahahahaha, to ci Kacper, niezły artysta z niego
Po Mamusi pewnie 😉 mam nadzieję, że tej kociej 😉
Ale zdjęcie zdrajcy mogłaś dać. Ku przestrodze:
Uwaga, w Harlem grasuje niebezpieczny kot. Porywa i nie bierze okupu. Omijać wielkim łukiem albo przynajmniej uprzedzić rodzinę, że powrót może się opóźnić.
Oraz może załóż kotu jakąś obrożę, żeby wiadomo było, że jednak taki całkiem biedny i bezdomny to on nie jest
Przecież gad ma obrożę. Plus, w NL w zasadzie nie ma bezdomnych kotów. Plus, nikt nie ma prawa podejrzewać, że taki spaślak nie ma domu 😀
HA! przypomniało mi się jak przy pierwszej bytności w Szwecji dałam łażącemu pod domem kotu jakieś okrawki ze schabowego. Powąchał i nie ruszył!! Kot wiejski?! Chory jakiś?
Taki dzikus, ze nawet nie wie, co to schabowy 😉
Pamiętam jak ta kocia łajza nacinała mnie rano na to, że była głodzona… całą noc. Potem się już oduczyłem ale pamiętam się obraził, że już nie daję się nabierać na podwójne karmienie w przeciągu 30 min. 🙂
Wstrętny kłamczuch jedzeniowy. Próbuje tego numeru ze wszystkimi moimi gośćmi 😉
Niezły cwaniaczek z tego kocura 😀
Też dysponuję burasem europejskim pręgowanym i uważam, że obroża to fajny sposób zamanifestowania, że futrzak ma właściciela. Niestety opinia kota jest zupełni inna, co udowadnia mi praktycznie natychmiast po wystrojeniu go w nową obrożę. A ponieważ jest dodatkowo urodzonym tree-catem, to znaczną część utraconych obroży mogę zimą podziwiać zawieszone na gałęziach w ogrodzie :-/
Hahahaha, ależ to są głupki 🙂 I pewnie dlatego tak za nimi szalejemy 😉