Koniec fazy Honeymoon

Jestem raczej z tych osób, które najpierw działają, a potem się zastanawiają (bo przecież nie napiszę, że potem myślą…). Tak więc, jakoś szczególnie się nie przygotowywałam do życia expata. No jakoś to będzie, inni przecież dają radę. Nie czytałam więc o różnych fazach życia w obcym kraju i nie byłam ich świadoma. Co nie znaczy, że mnie te fazy ominęły… Ho ho, o nie. One totalnie chciały zaznaczyć swoją obecność. Zwłaszcza u kogoś, kto je zignorował po całości…

Pierwsza faza, to faza zakochania. Honeymoon. Wszystko jest wspaniałe, ludzie przyjaźni, pomocni, świeci słońce, a deszcz wcale nie przeszkadza. Jedzenie jest NOWE, zwyczaje fascynujące, a język tak zabawnie harczący… 😉

Oh, jaka ja byłam zakochana w Niderlandach przez te pierwsze miesiące. Pamiętam, jak po raz pierwszy zmokłam na rowerze. Ubranie zrobiło mi się tak ciężkie, że spadało mi z pleców i wkręcało się w łańcuch, buty zdjęłam, bo tylko zatrzymywały wodę, ale mi się naprawdę wydawało, że to ciepły letni deszczyk i że to wspaniałe jest tak sobie zmoknąć. Śpiewaliśmy nawet piosenki razem z Bru siedzącym za plecami. Serio.

Wszystko mi się podobało, wszystko. Zaczęłam jeść frytki z majonezem, pokochałam małe (0,2-03ml) piwka, kupować ser w 2kg blokach, a czekoladową posypkę do ciast traktować jako świetny składnik kanapek. Holendrzy tacy przystojni, wysocy, wysportowani, zadbani. Kraj taki zorganizowany i opiekuńczy. No i jacy wszyscy otwarci. Na odmienność, na cudzoziemców, na mnie.

Tak. Typowe zakochanie.

 

No więc właśnie mi przeszło. Boleśnie wkroczyłam w fazę gniewu, frustracji i negacji. Ja pierdolę.

Zaczęło się od tego, że Bru poszedł do szkoły i zamiast pań przedszkolanek, które tuliły i całowały i chwaliły, zderzyliśmy się ze szkolnym ciałem pedagogicznym. Już nikt nie pytał, jak to się stało, że tutaj jesteśmy, jak długo jesteśmy i w zasadzie dlaczego. Obowiązek szkolny zaczął dotyczyć Bru, więc wszyscy założyli, że jesteśmy tu od lat, a ja jestem leniwą i zaborczą matką, która mieszka tu latami i nie dość, że nie mówię do swojego dziecka po niderlandzku, to jeszcze nie zderzyłam go z lokalną kulturą i zapewne przez ostatnie 4 lata trzymałam w komórce z daleka od kolegów i najlepszego na świecie niderlandzkiego świata.

I nagle ludzie zaczęli mnie wkurwiać. Bo zaczynają kojarzyć moją twarz, więc nagle zaczynają do mnie mówić w lokalnym języku. Na grzeczne tłumaczenia, że nie mówię po niderlandzku, odburkują, że może czas najwyższy się nauczyć. Nagle zaczynam słyszeć teksty w stylu „jak to możliwe, że nie było holendra na twoje miejsce, nikt nie chciał tej roboty?!?”. Nagle po raz czwarty muszę tej samej osobie tłumaczyć, że nie, nie mieszkam z innymi polakami w małym mieszkaniu w taniej dzielnicy Amsterdamu. Nagle pojawiają się „niewinne” żarty o tym, że budowanie i sprzątanie mam pewnie we krwi, bo przecież cały nasz naród tym się trudni. Nagle się okazuje, że urzędy takie opiekuńcze, że muszę udowadniać, że mam dziecko, jest szczepione i czyste i MOJE, więc tak, przysługują mi ulgi, o ile wypełnię wszystkie 70 formularzy, które mi z uporem maniaka przysyłają. Nagle górka niderlandzkiej korespondencji do ogarnięcia jest wyższa od najwyższego szczytu w NL (322,5m). Nagle pada codziennie, a w zasadzie co godzinę, bo w tym samym czasie jest też słonecznie i NIGDY nie jestem ubrana odpowiednio. Nagle się okazuje, że jestem najgorszą matką świata, bo moje dziecko 5x w tygodniu chodzi na 3 h do opieki poszkolnej (no taka lepsza świetlica), gdyż w NORMALNYCH domach, to dziadkowie opiekują się dzieckiem po szkole, matka nie pracuje lub pracuje w niepełnym wymiarze, a piątki to przecież papa day i gdzie jest ojciec tego biednego dziecka?!? I mówi to ktoś, komu płacę 1000 eur za te pieprzone 3h dziennie, więc z przyzwoitości mógłby się kurwa zamknąć. I tak, nagle odkrywasz, że ta wspaniała szczerość i otwarość holendrów powoduje, że bez najmniejszej żenady wygarniają ci takie rzeczy w kolejce do kawy. Bo Holender, nawet jeśli mu za coś płacisz, bez problemu powie ci, że jesteś debilem. Opiekunka w świetlicy podcinając gałąź na której siedzi oceni, że twoje dziecko za często z tej świetlicy korzysta. Kelnerka nie zrealizuje twojego zamówienia, bo wie lepiej, co powinnaś zamówić, a sprzedawca powie, że idź na lekcję matematyki, bo robisz głupi błąd kupując TEN chleb, bo ten drugi jest przecież w promocji.

 

Jezu, jak to zakurwia… Holendrzy mają opinię na każdy temat. I bez wahania się tą opinią dzielą. I oczywiście są otwarci na dyskusję. O ile w jej trakcie będą mogli udowodnić, że wszystko co najlepsze pochodzi z NL. A jak nawet jest polskie, to produkuje je firma, którą kupił koncern niderlandzki. Albo, w której szefem jest Holender. Albo która ma maszyny z NL. No albo ostatecznie, że to coś jest zgapione z NL.

Co tam jeszcze… A, godziny otwarcia. Na początku mnie to bawiło, teraz doprowadza do łez.

Bo tak, w poniedziałek wszystkie knajpy są zamknięte. Odpoczywają po pracy w weekend, co wszystkim wydaje się logiczne. Małe sklepy często pracują 4-5 dni w tygodniu, zwykle do 17-18 więc jest spora szansa, że wtedy gdy masz czas je odwiedzić, są zamknięte. Baseny, zadaszone place zabaw i inne miejsca uciech dla dzieci, w tygodniu są otwarte do 18, więc nie mam jak z nich skorzystać. W soboty, owszem możesz wybrać się na basen z dzieckiem, pod warunkiem, że wstrzelisz się w te 2h „family swimming”, gdyż pozostałe godziny są zajęte przez aqua aerobic dla emerytów, czy też ich psów. Bo przecież NORMALNA matka ma czas na basen ze swoim dzieckiem o 15 w środę, gdyż nie pracuje na pełny etat…

No i szkoła. Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego w kraju, w którym ciągle pada, nie pozwala się wejść dzieciom i rodzicom do szkoły wcześniej niż 10min przed rozpoczęciem lekcji?!? WHY KURWA, WHY?!? Tak więc codziennie kilkaset osób mieli się w mokrych liściach i piskliwych głosikach przed wejściem do szkoły. O mistycznej 8.20 wrota zostają otwarte i można wejść do szkoły. Następnie przez 10 min WYPADA z dzieckiem czytać książeczki. O 8.30 wychowawczyni daje znak, że pora wychodzić. Ale nie że paszczą. Nie. KLASZCZE. Ktoś na mnie klaszcze, dopóki nie opuszczę sali. Dobrze, że nie mają psikadeł z wodą, jak na niegrzeczne koty… Przez pierwszych kilka dni Bru płakał. Bo pani w kapturze, bo wszystko nowe. Myślicie, że ktoś go pocieszył? Przytulił? Pogadał z nim? NIE. Potem tylko słyszę, że już po 30minutach się uspokoił. A moje serce pęka…

Po południu odbieram Bru, zwykle koło 17.30. No ale czasami wydarzy się coś, co sprawia, że mogę przyjść ciut wcześniej. Więc przychodzę. Bo Bru na mnie czeka. Czeka też na mnie objebka, że nie dałam znać do godziny 13, że dzisiaj odbiorę dziecko wcześniej. Bo przecież oni ROZMROZILI mu ciepły posiłek i teraz on go nie zje. Posiłek, za który i tak płacę. JEZU.

 

Także tak. Sami widzicie, że miesiąc miodowy się skończył… Nie żałowałam jednak ani przez sekundę, że tu przyjechałam, co mam nadzieję dobrze wróży na następną fazę mojego ekspackiego życia. O ile przeżyję obecną 😉

 

30 komentarzy

  1. roro

    No, nie chcialam Ci mowic…
    …to samoz kurwa w przecudwnej Szwecji (x protestanckie chujozy), w przebogatym Luksemburgu (x frankofonskie chujozy) i w pzremultikulti Anglii (x imperialistyczne chujozy). Takze tego.

    Magister baristka part time pozdrawia:-)
    /kradne grafike/

  2. Morales

    Anglicy są ciut inni, nie wyrzucają wszystkiego z siebie przy kawie, ale jak już ich poznasz…. tak, jesteś Polką? Gdzie sprzątasz? To żart o Polakach, który mój Anglik zaprezentował mojej rodzinie przy Wielkanocnym stole to, że nie klnę, nie piję, nie kradnę, nie sprzątam „domkôw” świadczy w oczach moich znajomych, że nie jestem Polką, ok ewentualnie mówią o mnie Posh Polish i że takich to się raczej tu nie spotyka.
    Przeszlam frustrację.
    Kolejny etap to doświadczanie i szukanie pozytywów, bo tylko tak można przetrwać 🙂

  3. Anka

    Nie daj sie holendrom!glowy do gory no matter what;)dasz rade!
    Pierwsze dni w podstawowce -u nas byly podobnie jak opisalas.Dziecko przezylo.8 lat przezylo podstawowke z usmiechem na buzi:)ale teraz zaczal szkole srednia-to jest dopiero sajgon-to jest prawdziwa szkola z ksiazkami w plecaku,z codzienna praca domowaale i ja z tego korzystam;)-juz wiem jak po NL linia prostopadla i rownolegla;)bo jak ja moglam bez tych slow zyc?!!:);)

  4. gmx

    to sqwiele są. Nic sobie nie rób z tymi docinkami. Mówiłem że NL nie zrozumie PL – zawsze im mów że Polak musi zarządzać kupą ludu w NL bo nikt z NL nie potrafi.
    Powiedz k…som, że rower też wymyślili Polacy (to zamknie te przepotężne ryje), ser mają g…niany, lepsze jadłem w Hiszpanii. Nie produkują wina – a w Polsce owszem – cała Europa pije wina a nie szczyny Heinekena.

    Jola, Bądź sobą, gryź i nie dawaj się cwaniakom wyższym o głowę od reszty Europy.

  5. wiedziałam, kurwa, wiedziałam, że nie może być inaczej. Niderlandy leżą za blisko Danii a Dania to Skandynawia.
    Chciałabym zobaczyć ( i zrozumieć) dyskusję pomiędzy Szwedem, Duńczykiem czy Holendrem o wyższości ich kraju nad pozostałymi.
    Pocieszy cię, że w Szwecji jest tak samo?

    • Jolinda

      Hahaha, a to jest ciekawe. W NL są wszystkie narodowości świata. Prócz Szwedów i Duńczyków. Przynajmniej w moim korpo. Ciekawe, prawda? 😉
      Trzeba ich na siebie nasłać…

  6. Ania

    Rozumiem Cię szczególnie jeśli chodzi o dziecko. Mieszkam w USA a tutaj tez gimnastyka, baseny, piłka odbywa się w godzinach po południowych tak jakby każde dziecko miało jednego niepracującego rodzica. Szkole u nas otwierają 15 minut przed ale jeśli chcesz zostawić dziecko wcześniej to może ale oczywiście za opłata bo nie daj Boże dziecko posiedzi w szkole 10 minut dłużej niż inne za darmo.

    • Jolinda

      To samo! Mogę oddawać dziecko wcześniej, pod warunkiem, że będę płacić za świetlicę również przed zajęciami. Ale ja nie chcę, chciałabym tylko wejść do szatni i nie stać na deszczu jak debilka.

  7. „Holendrzy mają opinię na każdy temat. I bez wahania się tą opinią dzielą. I oczywiście są otwarci na dyskusję. O ile w jej trakcie będą mogli udowodnić, że wszystko co najlepsze pochodzi z NL.” A teraz zamień Holendrów na Polaków i NL na PL i też wyjdzie, że prawdę mówisz. 🙂

  8. Aga

    Posmialam sie do łez, rownież z komentarzy. Doświadczenia identyczne z moim. I tak bym nie wróciła.
    W UK było o tyle łatwiej ze angielski. Tutaj holenderski na początek zabija wszelka radość istnienia. Na przykład przy zakupach spożywczych online ( w sumie spędziłam 1.5h, Google translate jest teraz moim najlepszym przyjacielem), których ostatecznie nie dowiozą bo mieszkam AŻ 12 min od marketu i mówią o tym jak juz załadujesz koszyk holenderskimi produktami 😀
    Co nas nie zabije!

  9. Magda z IB

    Ja walcze z opieką medyczną na Cyprze. Mówię do nich po angielsku a oni rozumiejąc wszystko odpowiadają po grecku. Chyba zacznę mówić po polsku. Wtedy nikt nic nie zrozumie ale przynajmnuej będzie 1:1 !!! Tyle lat i nadal jestem w tej samej fazie :/

  10. tessa

    25 lat temu tez przez to przechodzilam;) W Niemczech;)
    Teraz na szczescie obraz Polaka-zlodzieje i Polki-sprzataczki sie tu zdewaluowal (no chyba, ze jeszcze pokutuje w jakichs HarzIV kregach, ale w takich na szczescie nie bywam i nie mam znajmych;), teraz to miejsce zajeli Rumunii i Bulgarzy, a Polacy to super specjalisci i dobrzy, solidni i uczciwi (sic!) pracownicy.
    Takze ten-dasz rade, ja jakos przebrnelam;)
    Ale jezyk (jego dobra znajomosc) pomaga w imejdzu;)
    Holenderski jest do przejscia (w sumie to mieszanka niemieckiego z anglielskim i akcentem malych dzieci;), pomysl, ze mialabys sie uczyc wegierskiego np., albo finskiego;)

    • Jolinda

      No więc z tym językiem, to jest taki kłopot, że miło jak znasz, ale jak znasz trochę i się dopiero uczysz, to wszyscy natychmiast przechodzą na ang i nie masz jak ćwiczyć. Tak słyszałam, bo przecież jeszcze nawet nie dukam 😉
      Wiadomo, że przeżyję i że będzie dobrze. Może nawet lekki wkurw przybliży mnie do sukcesu 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.