Zacznę organizacyjnie.
Czy czytacze wiedzą, że Blogus ma stronę na FB? Jak ją polubicie, to jest szansa, że dostaniecie powiadomienia o nowych wpisach. Trzeba kliknąć TUTAJ.
Bo gdyż im bardziej osobiście piszę, tym bardziej komentujecie poza blogiem 🙂 I próbując ogarnąć komentarze w wiadomościach, na prywatnym profilu, na profilu bloga i na blogu czuję się, jak w pracy – klasyczne „herding cats”. Nie wiem, czy jest ładny odpowiednik tego po polsku… Może zawracanie kijem Wisły? No coś takiego 😉 Nawet nie próbuję tym zarządzić, poddaję się 🙂
No i jak tam w Nowym Roku?
Ja usiłuję złapać wszystkie wolne końcówki mojej życiowej plątaniny kabli, ale ni cholery mi nie idzie. Jak zaczęłam się (znów) endżojować robotą, to właśnie ogłoszono wielką reorganizację. No zgadnijcie, kto pierwszy spakował swoje rzeczy i jest gotowy do opuszczenia okrętu? Serio, jeśli będą usiłowali mnie zwolnić po raz drugi w ciągu 12 miesięcy i to nie za wyjadanie cukru z kuchennej cukiernicy, albo rozpraszanie śmiechem kolegów na openspace (czego wcale nie żałuję!), to się mocno napuszę. A jak jolanta się napuszy, to wygląda jak ryba rozdymka. Trochę zdziwiona, trochę wściekła. Jadowita. Może zabić do 30 osób… Także uważajcie na kolce jadowe 😉
W ogóle to coś robię nie tak ze swoim życiem. Na wielu poziomach, brak niespodzianek. Ale wczoraj zdałam sobie sprawę, że mój wyluzowany parenting to też może nie jest najlepsza z możliwych opcji. Gdyż poszłam z dziecięciem mym na łyżwy, nie? Wychodzę z domu – jedna sztuka. Wracam – troje. Się jakoś przykleiły… No ale to się zdarza nawet w najlepszych rodzinach 😉 Nakarmiłam naleśnikami, uraczyłam bajkami, nadmuchałam materac i przeczytałam książkę (dzieci połowicznie anglojęzyczne, więc obyło się bez łamania języka na niderlandzkim). Kilkulatki w grupie są wg mnie mniej szkodliwe niż indywidualnie. Na przykład wypranie i położenie do łóżka jednej sztuki to zwykle jest regularny koszmar – nie chce wejść pod prysznic, nie chce użyć mydła, a następnie nie chce oddać mydła i zużywa całą butelkę na jedną kąpiel, po czym nie chce skończyć kąpieli, nie chce gadać z ojcem, a następnie nie chce skończyć gadać z ojcem, itd. Posiekać się można. Ale gdy są we troje, wystarczy zwabić je chipsami pod prysznic, odkręcić wodę i szybko polać szamponem. Chipsy nasiąkają wodą i są okropne, zgoda, ale czy to mój problem? 😉 Same plusy. Po pierwsze – masz je z głowy na godzinę, a po drugie piana i czystość zaimplementowane zostają w zasadzie przy okazji i bez najmniejszego wysiłku 😉 Potem należy tylko schwytać w pułapki zrobione z ręczników, omotać piżamami, i zapakować do łóżek – łatwizna 😉
Szło mi dość niesamowicie, hahaha, aż do momentu, gdy sama chciałam się położyć do łóżka. Gdyż wtedy odkryłam, że moje legowisko zostało wrogo przejęte przez 6 małych stóp, 4 włochate kocie łapy i niezliczone ilości kończyn wszystkich przytulaków, które jak wiadomo, są absolutnie niezbędne do spania.
Chryste.
Poprawiłam im kołdrę, poprzykrywałam wszystkie misie, myszki, tygrysy, dinozaury i lalki, żeby w nocy nie zmarzły i poszłam spać na dmuchany materac, gdyż spanie z tyloma wierzgającymi stworzeniami wydawało mi się zbyt dużą radością, bym mogła to znieść 😉 Gdy tylko udało mi się JAKOŚ zasnąć, a łatwe zasypianie zniknęło ostatnio z listy moich umiejętności, pojawiły się pewnego rodzaju kłopoty. Pierwszy przylazł kot i nawet go nie winię. Ale że daleko mu to bycia wysmukłym, to oczywiście gdy wlazł na dmuchany materac, spowodował falowanie i ruchy tektoniczne, które mnie obudziły… Potem przylazł Bru, jego Piesek, Króliczek i korale z makaronu (nawet nie pytajcie). Następnie razem, jak zawsze, przyczłapały bliźnięta. I ich zabawki. Zbyt śpiąca by wstać, zbyt rozbudzona, by spać… Masakra. Oraz prawdziwa magia. Albo może magnetyzm – jak to jest, że zwykle zasypiam sama, a prawie nigdy nie budzę się sama? 😉
Także tak. Wstałam niewyspana. Ale i odmieniona. Nagle niezwykle wdzięczna swojemu ex, czego się nie spodziewałam. Po tej nocy jedno dziecko wydaje mi się być absolutnym optimum. Miał rację, gdy obiecywał mi, że kiedyś będę mu wdzięczna za to, że odszedł… Ha ha, czyż życie nie jest zaskakujące? 😉
Ale co do wyluzowanego parentingu. Samotna matka ma przed sobą wiele wyzwań. Wszyscy rodzice generalnie mają zazwyczaj przegwizdane, ale jak są w parze, to jak jedno zamyka się w łazience, żeby głośno wyć z niemocy / złości / frustracji / zmęczenia, to drugie może w tym czasie, no nie wiem, pilnować żeby dzieci nie ogoliły kota, nie zżarły całego słoika Nutelli, albo pozostały przy ustalonej z góry liczbie kończyn. Ale jak jest się samemu, to albo ma się stalową wolę i oczy dookoła głowy, albo odpuszcza się baaardzo wiele tematów, żeby tylko jakoś przetrwać i nie zwariować. Więc oczywiście ja odpuszczam. Nie chodzę na wojnę z 5-latkiem, gdyż nie lubię przegrywać 😉
I z tego mojego przymykania okiem i wrodzonego lenistwa, wyrósł dzieciak, który jak się okazuje, nie jest tak zestresowany i znerwicowany, jak jego niespokojna matka. To znaczy cygańskich genów nie oszukasz i Bru przebąkuje co jakiś czas o przeprowadzkach i zmianie szkoły – BO LUBI (skąd mu się to bierze, to doprawdy nie wiem 😉 ALE. W szkole dzieci zyskują różne odznaki, dyplomy i ordery z ziemniaka. A to za bycie punktualnym (to nie Bru), a to za bycie najlepszym w zapamiętywaniu wierszyków (to też nie Bru), a to za bycie full pro w zawiązywaniu butów (no niestety też nie Bru), no albo w śpiewaniu piosenek, stepowaniu, jedzeniu makaronu na czas, itd. I, jak się okazało, moje dziecko nie jest szczególnie utalentowane w żadnym z tych niezwykle przyszłościowych kierunków. Okazuje się natomiast, że zdaniem nauczycieli i kolegów, ma preinstalowany niebywały luz w majtach. Dostał więc ostatnio odznakę dla Najbardziej Wyluzowanego Dziecka. Słabo?
MOJE geny… HAHAHA. To trochę tak, jakby ktoś mi powiedział, że moje dziecko, krew z mojej krwi, nie będzie lubiło wina, czy arbuzów 😉 Pewne niedowierzanie mi się włącza… 😉
Oficjalne uzasadnienie było następujące: dzieci mówią, że jak chcą odpocząć od wrzasków i kłótni, to zawsze mogą pobawić się z Bru, a on jest oazą spokoju, zgadza się na wszystko i zawsze jest pozytywnie nastawiony do wszystkich zmian. Whoooaaa. I to ja to coś, ten twór przedziwny, wyprodukowałam. Specyfikacja techniczna i kryteria brzegowe były ciut inne, ale patrzcie no, z tego wdrożenia wyszło mi coś, co się w zasadzie nie stresuje. Przypadkiem, ale nadal!
I taki to jest dzień. Nacieram się kawą więc i gloryfikuję swoje życiowe niepowodzenia 😉 Bo po raz pierwszy to, że jestem chujową matką, a życie nie plecie mi się tak, jak bym sobie tego życzyła, przyniosło plusy i to w dość niespodziewanych obszarach. Kto wie, może jak odpowiednio długo poczekam, to rozpieprzanie kasy na wino, buty i pachnidła też okaże się jakimś benefitem? 😉
Nowe slowo “ endżojować” zostanie ze mna na dlugo .:) . Mysle ze osiagnelas prawdziwy sukces wychowawczy w tym zestresowanym, spanikowanym swiecie. Mam nadzieje ze nastepny zakręt w pracy nie bedzie trudny. Przesylam pozdrowienia.
Dziekuje 🙂 Nie wiem, czy to sukces, mi sie wydaje raczej suma moich porazek, ale wazne, ze sobie dzieciak radzi 😉
ja jestem o dekade dalej. moja corka wlasnie obeszla 16 urodziny- wsrod bliskich kolezanek ma kilka bulimiczek, jedna panna co piatek spotyka sie z psychologiem w klinice, inna jest pod opieka szkolnego psychologa, ze o kolezance, ktora co drugi miesiac laduje w klinice bez klamek, komorki i wszelakiego kontaktu ze swiatem i tej ktora regularnie tnie sobie skore na rekach i nogach a teraz z braku miejsca wziela sie za brzuch. tak wiec z mojej perspektywy „niebywały luz w majtach” jest twoim fantastycznym osiagnieciem wychowawczo-pedagogicznym. oby tak sie ostalo.
Przerazajace 🙁 Mam nadzieje, ze z biegiem czasu ludzie dorastaja do takich problemow…
Ja mam nadzieje, ze ten luz to bedzie w balansie z ambicja, bo zadne ekstremum nie jest dobre. Przynajmniej z mojego punktu widzenia 😉
Widzisz Jolek, bo Ty przecież nie sprawiasz wrażenia osoby, która się stresuje (czymkolwiek!). Zarzucasz grzywką i idziesz dalej.
A Brunek to widzi i robi to samo. I pewnie nie widzi, że w środku czasem galareta.
Wierzę, że co jak co, ale zrobisz wszystko, co się da, żeby był szczęśliwym człowiekiem. A czy coś więcej jest potrzebne?
Alez ja jestem non stop zestresowana! Kurzastopa… Naprawde nie wiem, dlaczego sprawiam wrazenie glazu narzutowego 😉
No i wiadomo, ze przede wszystkim chce, zeby moje dziecko bylo szczesliwe. Nie wiem, jak tego dokonac, ale oczywiscie bede probowac 🙂
PRZYJEZDZAJ.
Dochodzę do takiego etapu, że sprawdzam bilety. A potem i tak się orientuję, że przecież nie mam kiedy, bo tak sobie zorganizowałam życie, że nie mam weekendów. Ech. Ale to już o pół tiptopa bliżej 😉
Zawsze cos 🙂
Matko Bosko Jolko, jak ty mnie charakterologicznie ćwiczysz, to tylko ja wiem…
Bo ja z natury wredno-trollowata jest. Pewnie dlatego mnie ta Szwecja tak ukochała. Więc jak ciebie czytam to łapię za kalwiaturę, żeby ci tu uświadomić, na ten przykład, że mój 5latek (21lat temu) też był luzakiem i zawsze mówił tak. A potem mu się zmieniło. No, ale ostatnio z owym luzakiem odkryliśmy, że to co mu w wieku lat 7 zdiagnozowali jako atak epilepsji (i wdrożyli leczenie) to nie był żaden atak epilepsji tylko zwyczajny atak rzeczywistości. Po 4 miesiącach w podstawowej szkole polskiej dzieciak po prostu zrozumiał JAK ma prze…no…przerąbane.
I tak od 7 roku życia mam znerwicowanego faceta, którego rzeczywistość przerasta.
Mogłabym ci taką historię opowiedzieć, w ramach ściągania do parteru i otwierania ócz na rzczywistość. Ale co ci będę trollować?
Ciesz się póki możesz.
O kurcze.
No wiadomo, ze status jest chwilowy, a z Bru moze wyrosnac wszystko, lacznie z gruszkami na wierzbie.
Przykro mi, ze przez to wszystko musialas przechodzic :-/
e, spoko, człowiek różne rzeczy w życiu przechodzi i daje radę…bo co innego ma zrobić, nie?
Tobie też się jakoś pod nóżki płatki różane nie ścielą, ale otrzepujesz kolanka, poprawiasz grzywkę i pchasz ten wózeczek.
A ten wpis to był po to by ci uświadomić że jak ci czasem wyleję paskudztwa typu „jeszcze sama zobaczysz, że życie to wcale takie różowe nie jest” to wywal to natychmiast z pamięci. Bo jakem Katarzyna z Krainy Trolli to czasem mi się te osobiste trolle z łańcucha zrywają i obrzygują świat dookoła. Na fejsie zawsze można zrobić „edytuj”, ale tutaj się nie da, jak człek po 5 minutach zajarzy co nagryzdał.
Dokladnie. Jakos do przodu to wszystko popychamy i o to chyba chodzi 🙂