To zrobię Wam dzisiaj dobrze i opowiem o mojej sobocie.
Zacznę jednak od piątku.
Bo w piątek bawiłam się wyśmienicie. Niespodziewanie, nadspodziewanie. Ale każda wspaniałość ma swoją cenę… Ja swoją płaciłam boleśnie w sobotę właśnie.
Gdyż kac i małe, znudzone dziecko, to nie jest dobre zestawienie, już kiedyś o tym wspominałam. Koty są lepsze, bo nie tupią. Chomiki są lepsze, bo nie wpadają z rozbiegu na śpiącą matkę. Papug nie polecam, bo drą ryja całkiem podobnie do niezadowolonych dzieciaków. A psy to wiadomo, są świetne, ale budzą się tak samo wcześnie, jak 3-latki i trzeba z nimi iść na spacer, więc w zasadzie jeden pies…
Rybki. Rybki są odpowiedzią na wiele pytań.
Jak już udało mi się ogarnąć na tyle, żeby wyjść z pieczary do świata i ludzi, pomyślałam, że muszę poszukać nowego przedszkola. Takiego, które działa także w weekendy. Co jest złego w rozwiązaniu, w którym dziecko jest szczęśliwe (bo bawi się z rówieśnikami pod opieką doświadczonych nauczycieli), a rodzic może umierać z godnością w pokucie za poprzedni wieczór?
Być może dlatego, że po gorączce piątkowej nocy mój umysł nie był ostry jak brzytwa, a być może dlatego, że każde rozwiązanie jest lepsze od siedzenia w domu z niewybieganym dzieckiem, zdecydowałam się pójść z Bru do namiastki przedszkola, czyli bawialni dla dzieci. Czy jak to się tam fachowo nazywa. Takie skrzyżowanie placu zabaw, małpiego gaju i jak się okazuje, sali tortur.
Siedziałam tam z kawą i walczyłam o życie. Jedno dziecko drażni zmęczone uszy nawet przeżuwając płatki śniadaniowe. A gdy dzieci jest pierdyliard, gdy biegają, wrzeszczą, mamują co 30 sekund, piszczą, to najlepszą metodą na szybką śmierć jest przegryzienie ampułki z cyjankiem potasu ukrytej w zębie. Wiem z któregoś Bonda, więc potwierdzone info.
Nie wiem, czy kiedyś byliście w takim miejscu. Są nawet ok. W tygodniu. Po 21, gdy dzieci śpią. No albo w ferie, gdy Warszawa najeżdża Zakopane. Ale w weekend nie wolno tam wchodzić pod żadnym pozorem. Za każdym razem, gdy popełnię ten błąd, powtarzam sobie, że to już ostatni raz. Ale że mam pamięć ryby, to wiadomo jak wychodzi…
Tak.
Gdyby ktoś szukał piekła na ziemi, to mogę podać namiary.
” …zdobycie tej góry na wrotkach ciągnąc za sobą martwą kozę”
Umarłam 🙂
Trzeba było dać znać, że raczysz umierać. Dysponowałam wolną sobotą – mogłam Bru zajechać 😉
:-* Nie lubię przerzucać tych wspaniałych obowiązków wychowawczych na niewinnych ludzi 😉
jak to dobrze, że mnie już to nie dotyczy. Teraz mogę DOBROWOLNIE zabierać wnuczkę do podobnego przybytku i w ramach zemsty dziejowej robić krecią robotę wnuczki matce. I ojcu. „A Babcia to mi kupuje! A Babcia mówi, że to wcale nie szkodzi.”
Także ten…Jest sprawiedliwość na świecie…Poczekaj jakieś dwadzieścia parę lat.
Ostatnio zdarzyło mi się cały weeknd spędzić w takiej sali zabaw ( kumulacja urodzinek, najpierw koleżanki Jaśminki na drugi dzień koledzy Wiktorka) w niedzielę byłam bliska załamania 🙁 nienawidzę sal zabaw, wolę place zabaw na świeżym powietrzu.