Mamy Nowy Rok, czystą kartę, świeżą pościel, nawet ktoś załatwił śnieg. Czysto. Niby.
Ale trupy za szafą, gówno zamiecione pod dywan, ciągle jednak nie dają o sobie zapomnieć…
Jak to się kurna dzieje, że wieloletnie związki (i przysięgam, nie mówię o własnym, chociaż może troszeczkę 😉 się rozpadają z takim hukiem?
Co jest z nami nie tak? Chciałabym w sumie napisać, co jest z tymi chamami, facetami, nie tak, kto im się kazał z koniem, czy raczej z baranem, na łby pozamieniać? Jak można po 15 latach związku powiedzieć kobiecie, że mu zmarnowała życie?!? Jak można chcieć być odpowiedzialnym za kobietę, zachęcać ją do zmiany swojego życia dla niego, a po chwili wypieprzyć na śmietnik, bo to go przerosło?!? Jak można grać ogarniętego tatuśka, a tak naprawdę srać pod siebie, gdy tylko sprawy stają się poważne?!? No ale wiadomo, prawda leży po środku. My też dajemy dupy, albo po prostu jesteśmy ułomne w swojej idealności.
Oczywiste jest, że jako porzucona przez faceta kobieta, przyciągam podobne historie. Że laski, które dostały od losu podobny cios, opowiadają mi teraz przy winie swoje relacje z pola bitwy o siebie. Ale dlaczego tego jest tak dużo?!?
Czy my naprawdę nie potrafimy już grać w związki? Czy to się totalnie zdezaktualizowało? Po co nam to wszystko? Seks, zakochanie, motyle w brzuchu i podchody są fajne, wiadomo. Męczące, ale fajne. Niech se będą. Ale ta cała reszta?
Nie mamy cierpliwości, nie umiemy być szczerzy, nie określamy jasno granic, nie chronimy w sobie tego, co dla nas naprawdę ważne, a potem budzimy się w rynsztoku rozstań. W wyrzygu „bo ty zawsze, bo ty nigdy”.
A z drugiej strony tak bardzo kochamy wierzyć w miłość. Ja dostałam po dupie tak, że do końca życia nie powinnam chcieć nawet stać obok osób w związku 😉 Ale patrzę na kochających się ludzi i serce mi rośnie. Wiem, że masa problemów przed nimi, ale widzę, że ten początek, to zakochanie burzące każdy mur i pokonujące każdą górę, jest tego warte. Tyle, że na końcu drogi się o tych dobrych chwilach już nie pamięta… I zostaje kupa gówna.
Czy w tych czasach, czasach niezależności, zatarcia się granic między płciami, czasach równouprawnienia, jest jeszcze miejsce na związki? Nie miłość, ale związki?
Ilu z Was miało idealny związek, który legł w gruzach? Ilu z Was myśli, że ma idealny, albo przynajmniej dobry związek, ale w najbliższym czasie, mniej lub bardziej spodziewanie, legnie on w gruzach? Ilu z Was nie umie lub nie chce zbudować stabilnego związku?
Po głębokiej analizie własnej sytuacji, muszę przyznać, że najgłębsze i najdłuższe relacje mam z Wami, czytaczami. Są tacy, głównie takie, które czytają mnie od 2004 roku. Tylko rodzice znali mnie dłużej…
No to nie jest normalne. A przynajmniej chcę wierzyć, że nie jest. Że jest Wam, albo będzie, lepiej niż mnie i moim przyjaciołom. Bo że życie to nie bajka, to większość z nas ogarnia. Ale nikt nas nie uczy, że życie to kupa gówna, którą trzeba przewalić. Ze śpiewem na ustach siorbiąc szampana, albo grzebiąc się w niej własnymi ręcyma przy -300, wietrze i deszczu żab…
Proszę, walczcie o swoją szczęśliwość, albo przynajmniej o jak najmniejszy minus w tym temacie 🙂
Amen.
A nawet AMENT 😉
:-*
Miałam szczęśliwy związek, który z hukiem runął… Ale udało się go odbudować i teraz mam jeszcze szczęśliwszy.. Nie jest cukierkowy, jednorożce i tęcze to nie ta bajka. Ale dajemy radę, więc da się. I mam nadzieję, że na tym koniec rewolucji. I 16 lat razem a 15 po ślubie przerodzi się w dużo, dużo więcej i dalej będą te motyle w brzuchu u nas obojga…
Mój związek trwa już 34 lata 🙂 Nie jest jakiś idealny, bywały łzy i poczucie bezsensu i niechęci, ale to były epizody, które mijały i można było się znów uśmiechać. Nie mam pewności, że mój mężczyzna mnie nie porzuci, bo znam historie, gdzie waliły się związki ludzi nawet 70-letnich (dość daleko nam do tego wieku jeszcze). Ja nie chciałabym już nowego faceta, nie bawią mnie już te wszystkie podchody i poznawanie się, dopasowywanie, wzdychanie i udawanie tego, czy tamtego 🙂 Na szczęście mamy duży dom i kiedy potrzeba mi samotności, mam gdzie się zaszyć 🙂 Miewam dość, ale wtedy wyobrażam sobie, ja on musi miewać mnie dość! 😀 Jakoś się dogadujemy i oby tak zostało 🙂
Trzymaj sie Jolka, dobrze ze dalej wierzysz w milosc:)
Ja ja czytam od 2004!
My tez juz 13 lat razem i nie zawsze bywa różowo. Szczególnie teraz jak jest dwojka małych dzieci jest ciezko. Nie mamy dla sobie czasu. Ale wierze ze moj maz to mądry facet i nie zrobi skoku w bok „bo zona nie ma czasu ” on tez nie ma, wiec mam nadzieje ze rozumie i wytrzymamy.
Ja mysle ze dzisiejsze czasy takie kurewskie sa… Zepsuje sie telewizor? Jutro pójdę kupie nowy. Zepsuł sie telefon. To samo. Kupie nowy. Identycznie ze związkami. Po co wkładać dużo pracy i dbać, pielęgnować i naprawiać? Lepiej, łatwiej i przyjemniej zmienic… Ja tak to widzę ze dzisiaj taki trend…
„Pękają małżeństwa, jak szybki ajfonów
Nowy model miłości, zmiana pipki telefonu
Każdy chce kota, rybki, jak ciężary to z balonów
Partnera nerki, łydki z billbordu lub salonu”
L.U.C feat Stanisław Sojka, Empatii reflekcje
I tak o.
https://www.youtube.com/watch?v=ZgKQY0JdBuM
Jolinda, moj (juz;) Maz sie smieje, ze najdluzszy zwiazek mam z moim Benim, kwiatkiem znaczy;) Kupilam go na poczatku przyjazdu tutaj, przeszedl ze mna: 3 miasta, 6 mieszkan (mow do mnie Leon Zawodowec;) i jest swiadkiem 4-go zwaizku.
I tak, mam nadzieje i jestem przekonana, ze ostatniego:)
Wierzyc w milosc nalezy, przychodzi niespodziewanie i w najmniej oczekiwanym momencie. I z najmniej oczekiwanej strony:)
Jak sie rozstalam z ex, tuz przed 40, to tez sie zarzekalam-nigdy wiecej, samej jest mi zajebiscie;)
Nejwazniejsze, to wyciagac wnioski z poprzednich zwiazkow. Ja sie uczciwie zastanowilam-co ja robie zle. I troche tego bylo. I na szczescie trafilam na faceta, ktory tez to potrafi, nie zwalil wszyskiego na swoja ex, tylko wzial duza czesc na wlasna klate.
Duzo na ten temat rozmawiamy, bardzio duzo. swiadomie oboje o ten zwiazek dbamy. Oboje duzo zaryzykowalismy i dalismy z siebie, zeby to teraz przez pierdole rozwalic. Jestesmy razem 4 lata, to nieduzo i duzo jednoczesnie. Bo te lata byly bardzo intensywne. I jeszcze ani razu sie nie poklocilismy. Mimo problemow, zmartwien, ciezkich chwil, stresu. Co nie znaczy, ze zawsze mamy to samo zdanie;)Po prostu nauczylismy sie siebie sluchac, czego brakowalo nam w poprzednich zwiazkach. No i cholernie nam na sobie zalezy:)
I to chyba jedyna recepta jest na udany zwiazek:)
Jolinda, zycze Ci, zebys w odpowiednim momencie i w odpowiednim czasie spotkala tego Odpowiedniego dla Ciebie:) A teraz ciesz sie swoim singielstwem i korzystaj z niego, bo to bardzo fajny stan jest:)
No ja u mnie to wiesz, klasycznie, bylo pieknie, nagle sie okazalo, ze pieknie tak nie jest, moze i nawet pare lat, tylko ups zapomnialem ci cos powiedziec kochanie, bo ja w sumie sie nie kloce i nie chcialem robic problemu, ale teraz to juz cie nie chce wogole ogladac.
Więc zrobiłam podsumowanie, autoanalizę i takie tam, wczoraj przeczytałam artykuł http://ustawieniasystemowe.blogspot.com/2015/10/kobieta-sabego-faceta-bedzie-gnebic-do.html (same ustawienia są ponoć nie najlepsza metoda, ale czesc o sile chyba prawdziwa). Mowi o tym, ze my kobiety ogarniamy siebie, swiat, czasem faceta za mocno, ale to oni nie wiedza gdzie jest ich meskosc, sila, wiec usiluja isc najprostszej linii, jako faceci nie bede przeciez myslec o emocjach, bo to niemeskie, a potem sie okazuje ze zapomnieli o sobie, swoich potrzebach i to ta okropna baba to zrobila i uciekaja gdzie pieprz rosnie, bo przeciez zmienic cos na zewnatrz (mieszkanie, prace, zwiazek) jest prosciej niz ogarnac to co sie wspolnie nawazylo.
Wiec ja mam nadzieje, ze moze byc albo jako u Violet, ze czasem da sie cos odbudowac, albo jak u Tessy, ze trzeba znalezc kogos otwartego, kto chce sie otworzyc i pracowac, a nie tylko miec nadzieje, ze samo wyjdzie.
No a wiecej to przy winie juz niedlugo 😀
Z calego swiata ludzi tylko milosc do dzieci jest wieczna. I koteckow.
Niestety każdy związek jest jak trochę jak rollercoaster. Oby było w nim więcej górek niż dołków.
Moim zdaniem ważne jest to, aby mieć w partnerze oparcie i zrozumienie (wzajemne oczywiście) w tych najtrudniejszych dla nas chwilach. Gdy tego brakuje, jest… kicha.
Amen, Jolka, amen. Ale jedno od siebie dodam. Jak już przeboli, przepłacze się, przejdzie przez najciemniejsze doliny, przepracuje (samemu, albo ze specjalistą – ja sama nie dałam rady) i przewścieka… i wybaczy… to potem hałda gówna powoli użyźnia glebę, a pamięć podsuwa dobre wspomnienia. Że nie było tylko źle. Że były momenty dobre i ważne. Że o coś nas to wzbogaciło, ulepszyło, nauczyło. Tylko – cytując klasyka – dajcie czasowi czas.
my jesteśmy razem już 26 lat (o rany!) I nie znaczy to że zawsze jest różowo. nie należymy do par, które zawsze wszystko wspólnie przepracowują (przegadują), nie wisimy na sobie wzajemnie, nie opowiadamy sobie ze szczegółami jak minął dzień, nie dzwonimy do siebie w ciągu dnia co 5 minut, ale jest wiele rzeczy które lubimy wspólnie. sprawdziliśmy się wzajemnie w kilku trudnych i ważnych momentach. i dlatego wiemy, że możemy na siebie liczyć i… po prostu lubimy być razem
Nie wiem, nigdy nie byłam w związku
Podobno na każdego w końcu przychodzi ten moment, itd. Jola pamiętasz jak zarzekałaś się zadecybelowania jak żaba błota? :*
Hm… tak akurat się złożyło gdy kompletnie nie myślałam o tym by z kimś być, kogoś poznałam, na randce w ciemno zorganizowanej w sumie przez innych. To mój pierwszy i jedyny związek. Od 15 lat już prawie.Czuję się czasem wśród koleżanek jak jakiś wymarły gatunek. Ale cóż, ileż to pracy trzeba w to włożyć… uf… ale widać tak miało być. Co będzie dalej? Niek nie ma pewności. Jedno wiem na pewno, jakbyśmy oboję nie urabiali się przy tym po łokcie, to guzik by z tego mógł zostać. I wdzięczna nawet trochę jestem, że w dzieciństwie nikt mi nie mydlił oczu tylko od razu pokazywał świat takim, jaki jest. Czasem bolało, ale nie ma tego złego przecież. Toteż teraz pierworodnemu w głowę wkładam, że życie to nie bajka. Oj, nie jest łatwo…. ale ja nie ja to kto mu to wyłoży? Buziaki Jola, dziś usłyszałam fajny tekst u fryzjerki od nieco starszej Pani, że „lepsze jest wrogiem dobrego” i tak sobie myślę, że coś w tym jest ;*
ja jestem w związku w miarę stabilnym od 20 lat z górką i różnie bywało ale myślę, że głównym powodem z jakiego przetrwaliśmy była umiejętność gadania o problemach próba dotarcia do sedna i próba patrzenia na sprawę oczami tej drugiej strony i czasami jak się tak popatrzy to da się dostrzec, że my też nie jesteśmy bez winy 🙂
poza tym nie wierzę w miłość w sensie zakochanie, zakochanie zakochaniem ale na partnera życiowego raczej jestem skłonna wybierać kogoś z podobnym celem, bo pogodzić różne cele jest niebywale trudno
Jestem przekonana,ze potrzebne sa oba czynniki;) Wspolne cele sa bardzo wazne,bo inaczej albo sie w pewnym momencie drogi rozejda,albo jedna ze stron musi isc ciagle na ustepstwa. Ale zakochanie,pozadanie,zauroczenie tez jest wazne,bardzo! Bo jak tego brak,to jest duze ryzyko,ze pojawi sie ktos inny,kto nam to da…
ja mysale podobnie – warto sie przyjaznic, robic rzeczy razem. Obrabiac te dzieciaki, kombinat pracuj pelna para a iewczorem siedziec kolo siebie z laptopem na jednej sofie;-)
fajerwerki, romans i i inne seksy i holiwodzkie sprawy sie koncza zwlaszcza jak spelmia swoja funkcje.
milosc, seks, dzieci/wspolne gospodarstwo domowe to osobne, mimowszystko sprawy – moga istniec bez siebie jednoczesnia. Tak jak bycie istota biologiczna + seksualna, ale i spoleczna, kulturowa…wszystkiego na miare, wedle potrzeb i mozliwosci…
Sadze. po 10 latach zwiazku. sadze tez, ze mozna kochac wiecej nic jedna osobe i ze zadna osoba nie jest ci w stanie dac wszystkiego – ale to jest skomplikowane /ale nie kontrowersyjne/.
Dodam, że moim zdaniem największe znaczenie w trwałości (bądź nie) związku ma osobowość obojga w parze. Jeśli związek tworzą ludzie, dla których ważne jest bycie razem, urządzanie się, wspólne jedzenie, oglądanie telewizji, bycie z dziećmi itp. itd. to taki związek ma szanse. Natomiast jesli liczy się przede wszystkim, a czasem wyłącznie, seks, związek musi się rozpaść, bo pożądanie słabnie i trzeba nowych doznań 🙂
Tantra Jolindo, moją odpowiedzią i dla Kobiet i dla Mężczyzn jest Tantra. A jak już się znajdą w swoich skórach, w sobie, to znowu… Tantra.
eh jak te dzieci sie starzeja szybko…pamietam jak trafilam na Twojego bloga…chcialam pisac heh bloga i trafilam na Twego;) …opis Twojego zycie w wawie dla mnie na prowincji byl taki wciagajacy..czytalam Ciebie i mialam wrazenie …jakbym siebie czytala…cos niesamowitego…jakbym miala siostre tylko w lepszym? Wydaniu jakby 😉 I Swiecie…bylam wtedy przez laty szczesliwa jak myslalam mezatka..mialam coreczke..prace a Ty podrozowalas… bylas zakochana zmienialas prace..
Twoj slub…Twoja hmm zielins sukienke pamietam?potem ja tracilam prace… maz mnie zmienial I zamienil :p pamietam ze kupowaliscie mieszkanie z ogromnym jak z bajki tarasem…szczeciara myslalam 🙂 fajnie bylo poczytac ze Tobie jest dobrze bo to dawalo mi nadzieje…gdy moj swiat sie walil…a jak mawiaja…jak sie wali to po calosci ;)…minely lata… a ja pisze i placze…i..to uczucie jakby Twoje rozmowy przez tel z Mamina opisywane…byly wczoraj…ciesze sie ze snow Cie odnalazlam w sieci…pozdrawiam cieplo