Obwąchiwanie fabryk

Szukam pracy. Nie jakoś przesadnie intensywnie, ale ruchy się zagęszczają. Prowadzę finalne rozmowy z kilkoma firmami. Część z nich to moje (dobre) duchy z przeszłości, a część świeżynki. Część to oferty z branży, a część z tak zwanej dupy. 🙂

I chodzę, czy też jeżdżę od firmy do firmy i wszędzie próbuję sobie wyobrazić, jak to by było, gdybym musiała się tam pojawiać codziennie. Pić pierwszą kawę, zjadać lancz (oby nie przy biurku), pić szesnaście następnych kaw, chodzić do toalety, wietrzyć szpilki na tamtych korytarzach, dojeżdżać w to konkretne miejsce i z niego wracać.

Od zawsze, odkąd zaczęłam chodzić na rozmowy o pracę, czekając w holu na spotkanie, próbowałam sobie wyobrazić siebie w danym miejscu. Pamiętam, że zrezygnowałam z oferty Orange (jeszcze za czasów bycia asystentką asystentki), bo absolutnie nie potrafiłam i nie chciałam siebie zobaczyć w tamtym konkretnym miejscu, które skojarzyło mi się z ulem, mrowiskiem, czy może raczej gniazdem szerszeni.

Pamiętam też uczucie, gdy szłam na rozmowę w biurze na 46 piętrze, gdy winda miała tylko 45 guzików. Ostatnie kilka metrów wysokości trzeba było pokonać schodami. Pomyślałam sobie, że to musi być coś podejrzanego, ale że z drugiej strony w chmurach musi być ciekawie. Chciałam się przekonać i było mi to dane.

Innym razem czekałam w na rozmowę w wymuskanym wieżowcu. W lobby czarna, idealnie gładka i lśniąca podłoga i pan ze specjalną polerką, który zbierał niewidzialne pyłki. Oraz najbardziej zaśmiecone i zakablowane biuro, jakie kiedykolwiek widziałam kilka pięter wyżej.

Najfajniejszym miejscem jakie widziałam, było warszawskie biuro Googla. Kuchnia wypełniona alkoholem, kanapkami i wspaniałym ekspresem do robienia prawdziwej kawy. Piłkarzyki, hamaki, sofy, pufy, kolory i szał. Wszystko po to, żeby pracowników zatrzymać dłużej w pracy, żeby jedli śniadania, lancze, kolacje i wypijali wieczorne drinki w biurze, we własnym towarzystwie. Pracując, albo przynajmniej nawiązując przyjaźnie pracowe, bo wiadomo, że to procentuje. Miło popatrzeć, ale to nie był mój świat. Myślę, że bym się tam nie odnalazła. Po tym, jak zobaczyłam jak pracują i jak układała się moja współpraca z tą firmą, nigdy nawet nie próbowałam do nich aplikować.

Na jednej z ostatnich rozmów, przy wyjeździe z parkingu firmy, spadł na mnie, na mój czołg, szlaban. Pomyślałam sobie, że jak to nie jest znak, to już sama nie wiem, co by nim mogło być. Pytanie tylko, jakiego rodzaju był to znak. „Spadaj, nie pasujesz do nas”, czy „Nie odjeżdżaj, chcemy cię zatrzymać!” 😉 Bo nie sztuka dostrzec znaki, sztuka je prawidłowo odczytać!

Czekam na telefon z tej fabryki. Trzymajcie kciuki.

20 komentarzy

  1. ag

    Jolindo,

    Jaki skutek obwąchiwanie dało ?
    Zaznajom nas z efektami bo tęskno już nieco od ostatniego zamierzchłego wpisu 😉
    Pozdrowionka
    Ag.

    • Tänk att en människa som Elisabeth har kunnat pÃ¥verka sÃ¥ mÃ¥nga människor. Hon har lärt oss att uppskatta livet och ta vara pÃ¥ varje dag. Stor sorg, stor saknad.Nu gÃ¥r vÃ¥ra tankar till Elisabeths nära och kära <3

  2. Patrycja

    Jolka rzuć to szukanie roboty i zatrudnij Brunona do reklam, będziesz tylko go woziła na nagrania i inkasowała kasę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.