Jak myślicie, że wychodzicie na prostą po kataklizmie wszech czasów, to rozejrzyjcie się, czy to przypadkiem nie prosta ścieżka do kolejnego kłębowiska węży, a cisza nie okazuje się być po prostu okiem cyklonu. Tak mówi mi moje obecne doświadczenie…
Nie czekajcie aż Was sieknie, nie ma na co. Działajcie, zmieniajcie co boli, korzystajcie z życia. Jutro możecie nie mieć na to szansy.
Zaczelam gotowac cos innego ale jak to bywa w mojej kuchni efekt koncowy nie mial nic wspolnego z efektem zamierzonym 🙂 pasta wyszla calkiem niezla wiec sie dziele przepisem.
Skaldniki:
– baklazan
– pol lyzeczki nasion kminku
– pol lyzeczki nasion kolendry
– pol lyzeczki nasion kardamonu
– pol lyzeczki zmielonych gozdzikow
– pol lyeczki kurkumy
– cebula, drobno pokrojona
– 2 zabki czosnku, zmiazdone
– 2,5 cm swiezego imbiru, drobno pokrojonego
– 1 chilli
– 250g czerwonej soczewicy
– 500 ml wywaru warzywnego
– puszka mleka kokosowego
– sol
– sok z dwoch limonek
1. Baklazana nalezy opiec na malym ogniu. Ja uzylam swojego najmniejszego palnika, bezposrednio na malym ogniu polozylam bklazana, systematycznie przekladajac. Baklazan powinnien zmienic kolor, byc miekki i generalnie wygladac jakby mial sie zaraz rozpasc. Odstawic do ostygniecia.
2. Na sucha patelnie wrzucic nasiona koleandry i kminku, systematycznie mieszajac piec az poczujemy silny zapach. Gotowe nasiona nalezy rozgniesc i wymieszac z pozostalymi przyprawami.
3. Na rozgrzany olej wrzucic cebule, czosnek, imbir i chilli. Smazyc do momentu kiedy cebula sie zeszkli i zmieknie. Dodac przyprawy, smazyc ok 5 min caly czas mieszajac.
4. Dodac wywar, mleko kokosowe i soczewice. Gotowac ok 40min (soczewica musi sie rozgotowac), dodac miazsz z baklazana i gotowac nastepne pare minut.
5. Zblendowac, ostudzic, podowac ze swieza koleandra i sokiem z limonki.
Pasta nadaje sie na kanapki lub jako dip.
UWAGA 😉 wszystkie ugotowane skladnki, zanim zbeldujemy, mozna podawac z ryzem jako obiad.
Smacznego!
A ostatni niech zgasi światło…
**************************************
Update:
Monika chciała po śmierci zostać dawcą organów. Uszanowano jej wolę. Dzięki niej trzy osoby dostały nowe życie. Pękam z dumy. I wierzcie mi, to duże pocieszenie dla rodziny, bo ta śmierć staje się odrobinę mniej bezsensowna…
Poświęćcie 27 sekund, wydrukujcie oświadczenie i noście je w dokumentach.
Uwielbiam bakłażana, soczewicę. Kocham smak kolendry. Muszę tylko kupić mleko kokosowe…
Zrobię dziś na kolację.
Otworzę wino.
Wypiję go dużo.
Zostawię zapalone światełko w lampionie na tarasie.
Nie trzymaj się Jolindo, nie trzymaj się żadnych durnych zasad…
W lodówce bakłażan czekał na ten przepis.
Bardzo mi przykro. Po prostu. I równie po prostu zapalę dziś świeczkę. Za wszystkich.
:(((( ciezko napisać cos sensownego:( czasami to zycie jest strasznie przewrotne… Buziaki!
Dobrze napisane Jolka.
Tylko tyle napiszę, bo też chowałam kuzynkę 3tyg temu
mam cukinie, slodkiego ziemniaka i papryki – na pochybel! <3
Ja nie mam baklazana, nogi zmeczone, ale wino jest. Sciskam. I ktos mi tez niedawno powiedzial : nie czekaj na nic, rob co chcesz zrobic teraz, nie jutro. Zycie plata figle a i czas mija jak wiatr. Wiec co, trzeba zyc pieknie.
Wino wypilismy. Baklazana nie bylo,zamowilismy pizze i huk jesli chodzi o wszelkie postanowienia,ograniczenia,trzeba zyc,bo nigdy nie woadomo ile tego zycia jeszcze przed nami…oby jak najwiecej!
Wybacz ale zaskoczylo mnie dlaczego Twoja kuzynka miala odrzucac spadek po Twoich rodzicach skoro Twoi rodzice mieli dzieci to przeciez one dziedzicza. Uderzylo mnie „jakby mial sie rozpasc” ehh zycie
Bo dzieci odrzuciły. Skomplikowana sprawa.
a ok no tak ja miałam też ciekawie wyszło, że nie było adopcji tylko rodzina zastępcza= zero dziedziczenia
eh życie.
Jolindo, nie znajduję słów aby wyrazić swe oburzenie na Los. Wiele mądrości zwartej w ostatnim wpisie. Jak mawiają klasycy ” im dłużej czekasz na przyszłość tym będzie krótsza”. Mimo wszystko napiszę: Trzymaj się!
Wydrukowałam, podpisałam, okleiłam taśmą, schowałam do portfela. Jeśli przedwcześnie umrę, to mam nadzieję, że na coś to się przyda 😉
Wieczorem wzniosę toast za Twoją kuzynkę :*
Pozdrawiam,
Ewa
…mądrze piszesz kobieto. Ja od lat noszę w głowie historię dziadka mojego ówczesnego chłopaka. Dziadek ( ważny pan dyrektor za komuny) obiecał babci podróż dookoła świata, jak tylko przejdzie na emeryturę. Walizki spakowane. Bilety kupione…swoją drogą niezła ekstrawagancja na lata 80-te…Ale najpierw do sanatorium do Świnoujścia…a tam serce dziadkowi podziękowało. Babcia została z biletami, przewodnikami i zeszytem z planem podróży.
Dlatego ja zawsze tu i teraz i na maksa…a i tak nie zawsze się zdąży…bo faktycznie zawsze jest później, niż nam się wydaje.
Nie pozostaje nic innego jak tylko przestawić zegarki na 5 min do przodu i spijać dobre wina w dobrym towarzystwie i nie fiksować, nie bać się…bo to czego się obawiamy z reguły nas nie spotyka a zaskakują nas całkiem kosmiczne fakapy… Zatem loki do góry i avanti!
Ja tylko zaznaczę, że byłam, bo co powiedzieć nie mam pojęcia
Przytulam 🙂
co za „fakowy” tydzień.
W środę piłam za byłego, w piątek za tatą kolegi Julka, a w niedziele, za syna znajomych….