Uuuu… chwilę mnie tu jakby nie było 😉
Otóż, jolanta się wyczerpała. To znaczy pokłady energii i optymizmu, które drzemały w jolancie od urodzenia i odnawiały się samoistnie wraz z jedzeniem arbuzów, podróżowaniem i piciem wina, nagle zniknęły. W tak zwanym międzyczasie jolanta się postarzała, zgorzkniała i nauczyła się nowych, niefajnych rzeczy o świecie i ludziach.
Temat pracy będę jeszcze przez chwilę omijać szerokim łukiem, więc nawet nie pytajcie. To jest materiał na książkę, albo i serial. Wszyscy ci, którzy od lat chcą z mojego życia zrobić medialny spektakl – go ahead, zebrałam dość doświadczenia, żeby nakarmić treścią wielosezonową produkcję 😉 W skrócie – szukanie pracy w NL na poziomie ciut wyższym niż asystentka, przypomina tinderowanie. Bardzo. Boleśnie bardzo. Tyle pomyłek, nieprawdziwych obietnic, „idealnego dopasowania”, które okazuje się być zwykłym oszustwem… Okazuje się, że szukanie pracy wcale nie jest takie znów zabawne. Zwłaszcza jak jest się kimś bardzo wymagającym, rozpieszczonym przez poprzednie stanowiska i fabryki, kto nie zna lokalnego języka i uważa, że przecież „jakoś” to zawsze będzie. Czyli mną 😉 To jest temat na książkę, na którą od tylu lat czekacie, tylko nie wiem, kto wam ją napisze, bo ja planuję być niedługo bardzo zajęta.
Przez dłuższy czas jedyną ciepła i puchatą rzeczą w moim życiu był mój kot, a to jest kawał dziada przecież, jak każdy kot, wiadomo… 😉 Także – było raczej słabo. Chciałabym wam napisać, że świetnie wykorzystałam tę przerwę zawodową, którą ufundowało mi życie, ale szczerze to się dziwię, że odleżyn nie dostałam 😉 Wiele rzeczy poszło nie tak, jak przyzwoitość by im nakazywała. Wielu ludzi mnie zawiodło. Wiele okazji spierdoliłam. Ale też nauczyłam się miliona nowych rzeczy, na przykład jak to jest czekać na coś baaardzo długo. A czekanie to nie jest coś, w czym jestem dobra. W zasadzie, to jeśli ktoś jest w posiadaniu książki „cierpliwość dla początkujących”, to mógłby streścić mi jej zawartość. Bym przeczytała sama, ale obawiam się, że nie posiadam tej minimalnej ilości cierpliwości potrzebnej do przeczytania czegoś dłuższego, niż menu drinków w knajpie 😉
Żeby zabić nudę i przetrwać jakoś szkolne wakacje Bru, pojechałam testowo do Polski. Pierwszy raz odkąd się wyprowadziłam, czyli po 2,5 latach.
Ojejku.
Powiem wam jedno. Jakoś wolę być samotną, bezrobotną matką w NL, niż żyć i zarabiać w PL. Zgodnie z zasadą, że jak już płakać, to lepiej w Bentleyu, niż w Fiacie 😉 Strasznie mnie ten pobyt zmęczył i dawno mnie nic tak nie ucieszyło, jak powrót do domu. Do Niderlandów.
A niedawno odkryłam, że czuję się tu jak w domu. Gdyż. Jakiś czas temu wybrałam się na duży show w Amsterdamie, kilka, może kilkanaście tysięcy ludzi. I co? Przy wejściu spotkałam sąsiada holendra (z żoną spod Częstochowy), przy barze wpadłam na znajomych z pracy, a w łazience widziałam jedną z mam ze szkoły Bru. Nie mówiąc o tym, że przecież poszłam tam z lokalnymi przyjaciółmi. Moja cygańska dusza zapuszcza korzenie, co cieszy i martwi mnie równocześnie. Bo fajnie jest się uspokoić, jasne, ale kim niby jest ta stabilna jolka?? Przecież nikt mnie takiej nie zna, zwłaszcza ja sama… :-/
No ale wracając do Polski. Sądziłam, że ucieszy mnie to, że rozumiem co do mnie mówi radio, czy tv, że wejdę do knajpy w moim starym bloku na Wilanowie i będę mogła pogadać z kelnerami, ponarzekać na wybory, itd. No ale jakoś nie. Wszędzie tyle aut. Tak głośno. Tak tłoczno. Tacy jesteśmy na wszystko zakurwieni. Wściekli, zmęczeni, szarzy, agresywni. I w biegu, zawsze w pośpiechu. No i te reklamy nasrane wszędzie, na każdym płocie, skrzyżowaniu, polu. Oczy pękają. I boli dupa. Przy czym chroniczny ból dupy, to też absolutnie polska specjalność 😉
W każdym razie – wróciłam. Dno i kilometry mułu mam chyba za sobą chwilowo. Aż do kolejnego zakrętu, wiadomo. A u Was jak? 🙂
Chyba Cię myślami ściągnęłam, bo ostatnio mi siedzisz w głowie. Dobrze, że się odmuliłaś.
Co u nas?
Szukam uroków pracy zdalnej. Fakt, nie ma korków w drodze do pracy (z sypialni do salonu), ale właśnie rozpoczął się remont elewacji w moim bloku, więc naprawdę rozkoszne dźwięki perlistego udaru bardzo mi urozmaicają czas. Do tej pory też trochę po cichu psioczyłam, że za oknami rusztowania i jakieś reklamy na nich powieszone. Ale już nie narzekam – dziś zasłonili mi wszystkie okna dyktą.
Planowany termin zakończenia prac? wrzesień 2020.
No odmuliłam się. Chyba.
Praca zdalna ma jeden duży plus – możesz pracować z każdego domu! Więc wiesz, jakich biletów musisz szukać 😉
U mnie remontują balkony. W pierdyliardzie domów na raz, cała ulica w gruzie i budowlańcach. I tak jeszcze przez kilka dobrych miesięcy. A firanek brak. A do pracy się nie chodziło. Hahahaha.
Wszystko minie, musi przecież kiedyś.
Całusy!
Kochamy. Właśnie jadę metrem, A ono u nas w jednym miejscu. Wspominam kawę z Tobą pierdyliard lat temu. I wiesz, co? Wiem, ze sie jeszcze zobaczymy:) Kochająca Kamilka. Buziak dla Bru. Klona.
Dzięki Kami 🙂 Ja też tę kawę wspominam, z tego co pamiętam, to okropna była. Ale nie o kawę przecież szło <3 Całusy!
Wreszcie bo statystyki spadły!
A tak serio to wiesz, że Ci zawsze kibicuję, cieszę się, że jest lepiej 🙂
Hahaha, no wiem. A przeciez ciagle zarabiamy na to wspolne wino! 😉 <3
Oesu. Nie ma to jak umierac z okazji wakacji letnich…
Co do ojoj-czyzny – dzieki za przypominajke…a rozumienie radia bardzo szkodzi…
Dajesz!
Ojoj-czyzna!!! <3 <3 <3
No napieram, napieram! Dzieki! :-*
Czytałam tę książkę, o cierpliwości dla początkujących. Jest w niej napisane: czekaj.
😀
Ten ostatni akapit, o pobycie w Polsce, to dokładnie moje odczucia. Mimo ponad pięciu lat w CH wciąż tęsknię za Polską, za możliwością kupienia sobie książki teraz już i wydrukowanej, za pójściem do kina, a nie szukania piratów po sieci, jeśli w ogóle. A jak tanio!! (Polacy, nie bijcie!)
Byłam w październiku w Warszawie. Nocowałam na osiedlu z widokiem na własny apartmą. Serducho szarpało okrutnie.
No ale co. Tu chodniki równe, pociągi punktualne, ludzie uprzejmi. Reklam nie ma!! Żadnych Krupówek, nic! Że o przyszłości dla dzieci w szwajcarskim systemie nauczania nie wspomnę. Dobrze chociaż, że alkohol jest ;-).
Uściski
novembre
No więc ja jakoś za niczym nie tęskniłam, a jak pojechałam, to się okazało, że najbardziej to nie tęskniłam za tym wiecznym wkurwem 😉
No elo, Jolka! Ciesze sie Twoim nowym wpisem. Fajnie, ze ciezki czas znow zamienil sie w taki bardziej stabilny. Koty to wspaniale stworzenia ( szczegolnie, jak spia I sie babcia, huehue). Co u mnie? Eh, ciagle pracuje w Mental Health Recovery Centre w Londynie, walcze z chorym systemem probujac cos zdzialac dla tych ludzi. Koty zyja, corka dostala sie na studia, jakos zyjemy. Tez odczuwam jakis marazm, ale w sumie to ciesze sie, ze jest zimno. Co do Polski, jezdze tylko dla rodziny. Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie x
Oh wow, dziękuję za update! 🙂
Trzymam kciuki za Ciebie w tym mokrym i olbrzymim Londku.
Całuję cię mocno <3
Cieszę się, że piszesz, bo już się zaczęłam zastanawiać czy słać paczki 😉 Ja z kolei właśnie ostatnio wyznaczyłam sobie deadline kiedy rzucam robotę i teraz fantazjuję o tym jakimi słowy zakomunikuję to szefowi 😉
HAHAHA… mam tylko jedną radę – znajdź se nowe zajęcie / pomysł na siebie, zanim rzucisz papierami. Mi też się wydawało, że ot tak wejdę radosnym krokiem na rynek i se wybiorę najciekawszą ofertę. A prawda okazała się taka, że musiałam z tych wszystkich potknięć utkać nowy taniec i stworzyć pomysł na coś dla siebie.
Trzymam kciuki!
No własnie to mnie martwi, czy tez troche mąci ten rozkoszny dreszczyk oczekiwania 😉 ale do deadline’u jeszcze chwila, będzie szukane…
Przyjechała do pislandii i dziwi się, że poziom publicznego wkurwa wzrósł szybciej niż temperatura wskutek efektu cieplarnianego. Inny kraj co??
A ja głupi wziąłem kredyt na mieszkanie. A trzeba było zebrać co zostało w gotowiźnie, nie płacić podatków i spie…..sznie się oddalić gdzie bądź. Ale jak się jest masochistą to trudno trzeba znosić… zębów szkoda od zagryzania.
Wczoraj popatrzyłem z góry na prawdziwych patriotów… narodowa walka ze smogiem 😉
No niby wiedziałam, że po wyborach może być tylko… yyy… dziwniej, ale to nie o zmianę chodzi, tylko o całokształt naszej twórczości, nas Polaków Dziadaków… :-/ Bidni jesteśmy i tyyyyle rzeczy wymaga zmian. A widać to najlepiej właśnie z pewnej perspektywy, a nie od środka…
Acha! I jednak jakoś cię tu ściągnęliśmy.
Kurde…lipa z tą robotą, ale masz doświadczenie, masz referencje…coś się znajdzie.
Po 11 latach na Prowincji Europy stwierdzam, że wolę, mimo wszystko, ową prowincję niż Polskę. Właśnie z takich powodów jakie wymieniłaś. I właśnie dlatego, że się rozumie radio, telewizję i wszystkich dookoła bez problemu.
Trzymaj się i niech moc będzie z tobą.
Robota ogarnięta, dziękuję! 🙂
Trzymaj się i Ty, całusy! <3
Ostatni raz zaglądałem na blogusa chyba w trzydziestym siódmym (sorry Jola). Dziś kliknąłem i fajnie. Cygańskość w duszy się tli, optymizm nie umarł, alkoholu chyba nie odstawiłaś 😉
Pzdr
Zabrzmiało jak „ostatni raz u spowiedzi byłem…” 😀 hahahaha… 😉
Alkohol to odstawiam bardzo często. Na stolik, półkę, czasami nawet na podłogę w łazience, bo kto to widział kąpiel bez winka 😉
Całusy Adi, fajnie że zaglądaszm nawet raz na 100 lat 🙂
No w koncu! Nieprzyjemnych rzeczy o swiecie i ludziach dowiedzialam sie jakies 10 lat temu, od tamtego czasu bardziej uwazam i jest git;)
Jak juz dojrzejesz, to pisz o pracy, bo stesknilam sie za tymi wpisami, jak twoje szpilki za fabryczna wykladzina;)
Najlepszosci!
PS Po cichu planujemy wyjazd w przyszlym roku w kierunku holenderskich plaz, po cichu, zeby nie zapeszyc;)
O pracy napiszę, ale jeszcze chwila, niech sprawa nabierze mocy urzędowej 😉
Holandia zaprasza, wiadomo. Dawajcie znaki, może się uda zgrupować na wino or siedem <3
BAKk