Prawda jest dziwniejsza od fikcji

Kilka lat temu zaczęłam swój intensywny romans z NL. Jakoś wtedy, gdy poznałam Holendra, wiadomo. Bywałam wcześniej w Holandii, ale zwykle to były albo fabryczne wyjazdy, albo weekendowe wypady do Amsterdamu.

Ale doskonale pamiętam swoją pierwszą wizytę w Niderlandach i to pierwsze wrażenie. Pamiętam, że wjeżdżaliśmy do NL od strony Niemiec. Miałam jakieś 7 lat pewnie. Nic nie wiedziałam na temat Holandii, bo niby skąd. Wtedy w Polsce żyło się marzeniami o kolorowych rzeczach z NRD/RFN, ewentualnie o paczce od rodziny z USA. To była ta „znana” zagranica. Holandia była tak odległa, jak Księżyc.

No więc przez całą długą drogę z PL, ojciec opowiadał mi różne rzeczy o krajach, które mieliśmy odwiedzić. O Holandii sam pewnie wiedział niewiele, więc oczywiście mocno rozwinął temat serów. Że jest ich w tym kraju duuużo, że niektóre znamy, ale są też takie bardzo śmierdzące, zielone, z pleśnią. W głowie 7-latki wychowanej na twarogu robionym z mleka od krów, które hodowała babcia, info o pleśni na serze nie było czymś, co łatwo zignorować. Więc ten temat zakwitł mi w głowie 🙂

Tak więc jedziemy, zbliżamy się do granicy pomiędzy Niemcami i Holandią, ale oczywiście żadnej granicy, przynajmniej w moim rozumieniu, czyli szlabanu i sprawdzania papierów i bagaży, nie było. I pamiętam, że wreszcie tata powiedział, że oto Holandia. A ja się rozejrzałam w poszukiwaniu tulipanów, krów, albo czegoś wyjątkowego. No niestety. Tylko pola. I SMRÓD. Oczywiście uznałam, że to musi być zapach tego sera z pleśnią. Co moja ukochana rodzina wypominała mi przez długie kolejne lata… Gdyż to oczywiście nie była pleśń, a obornik rozrzucony na polach.

I pamiętam nasz pierwszy nocleg w Niderlandach. Przyjechaliśmy nad morze, na kemping na wydmach, niedaleko Amsterdamu, ale też nie za blisko, żeby było taniej. Pamiętam tę noc. Pamiętam te wydmy. To sine morze. Tę szeroką i piaszczystą plażę. Te smażone kawałki ryb w budach z trójkolorowymi flagami. Te gołe, jasnowłose dzieciaki, które moczyły się w wodzie, mimo że my chodziliśmy w kurtkach. Obudziłam się rano, wszyscy spali, tylko kaczki buszowały pomiędzy naszymi rzeczami w poszukiwaniu chleba. Wyszłam do jednej z nich i zjadłyśmy razem ten dziwny, miękki, „dmuchany” lokalny chleb. A ktoś zrobił mi zdjęcie. W sumie głównie dlatego pamiętam tę scenę, mimo że zdjęcia pewnie już nie ma.

I po 30 latach, prowadzona za rękę przez strumień niesamowitych zbiegów okoliczności i przypadków, przeprowadzam się do Haarlem, do domu położonego kilka kilometrów od tego kempingu. No dobra, nie wiem, czy konkretnie tego, ale wszystko się zgadza. Odległość od AMS, wydmy, nawet kaczki 😉

Po pracy jeżdżę na plażę, tuż za ten kemping i wydmy, gdzie ja jem kawałki smażonej ryby, a Brunon gada z kaczkami, a chwilę później bawi się w lodowatej wodzie z innymi lokalnymi wypłowiałymi od słońca blond-potworami. A ser kupuję w kilogramowych blokach…

I tak to się plecie. I nikt by tego nie wymyślił. Samo życie.

 

Z rzeczy z innej półki ciężaru gatunkowego – zaatakowała mnie dzisiaj toaleta w pracy. Otóż jak w najlepszych horrorach, całkiem wtem, trysnęła na mnie fontanna (na szczęście, a przynajmniej tak sobie wmawiam, czystej) wody z muszli klozetowej. Podczas, gdy jej używałam, nie? Tak się przestraszyłam, że odskoczyłam w jakimś przedziwnym uniku i rozwaliłam sobie głowę o podajnik papieru. SERIO. Lokalesi wytłumaczyli mi, że to dość częste tutaj, gdyż przecież znajdujemy się grubo poniżej poziomu morza i jeśli mocno pada, a pada, a w zasadzie PADA, to się takie różne śmieszne rzeczy z rurami tutaj robią.

Nie wiem teraz co powinnam zrobić. Zachować tę historię dla siebie,  żeby nie tracić twarzy przed współpracownikami, czy robić awanturę i ubiegać się o milionowe odszkodowanie z okazji uszczerbku na zdrowiu (rozwalona głowa) i zdrowiu psychicznym (już nigdy się w spokoju nie wysikam)…

I tak to się plecie. I nikt by tego nie wymyślił. Samo życie.

 

6 komentarzy

  1. Tantawi

    Ja Cie krece, takie rzeczy to tylko u Jolki. Ale wiesz, ja wierze, ze w zyciu nic nie jest przypadkowe, jedna rzecz prowadzo dp drugie, nastepna czeka za rogiem, by powiedziec : a kuku ! Wtedy drapiemy sie w glowe i zastanawiamy kto uknul ten misterny plan. Ja sie przenigdy nie spodziewalam, ze wyladuje w Londynie, a tu juz 7 rok minal. I pomyslec, ze dla jaj zadzwonilam do telewizyjnej wrozki, ktora mi przepowiedziala wielkie zmiany w zyciu i wyjazd zagraniczny, a miesiac pozniej siedzialam w samolocie do Londynu? Zdazylam sie rozwiesc, skonczyc studia i nabyc mieszkanie i wciaz sie glowie : Skad ta baba to wiedziala? Z niecierpliwoscia czekam na wiecej opowiesci, lubie Twoja pisanine. Trzymajcie sie tam i i bez traumatycznych toaletowych historii 😀

  2. tessa

    🙂
    Mnie sie tez takie rzeczy zdarzaja i opowiadam je tylko tym, ktorzy to znaja z autopsji, bo ci „normalni” nigdy nie uwierza;)

  3. roro

    ale ladne.
    sie plecie.
    Moja corka wczoraj biegala przedumna we francuskim zdobycznym bikini (braz i koraliki) ktory moja mama, pieknie opalona nosila nad baltykiem w latach 80, ja na podchalu w 90tych poczym w 2000 urodzilam rzeczona corke w wannie:-)

    pozdrawiamy sero-kaczki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.