Raport z życia

Czy nie macie wrażenia, że nasze życie opiera się na raportach? To znaczy to zawodowe życie?

W fabryce dostaję niezliczoną liczbę raportów. Raport sprzedaży, wyników, raport od swojego zespołu, raporty jak idzie firmie, raport ze wszystkich kluczowych obszarów biznesu w firmie, raport taki, śmaki, ważny i byle jaki. Oraz sama też produkuję raporty i wysyłam je w górę i w dół i poprzecznie.

Brakuje tylko raportu z ilości otrzymanych i wyprodukowanych raportów.

No ale wiadomo, są potrzebne, gdyż w dużej organizacji trudno jest transferować wiedzę i komunikować ze sobą ludzi. Raporty dobra rzecz, tak generalnie.

Ale teraz raporty wkradły się też w moje prywatne życie. Dostałam wczoraj raport z przedszkola. Jak co miesiąc. W raporcie panie przedszkolanki, znane też jako ciocie, umieszczają wszystkie niezbędne informacje na temat działalności przedszkolnej dzieci dla zapracowanych, ale jakże zaangażowanych mentalnie rodziców.

Prócz raportu jedzeniowego, czyli jadłospisów za dany okres, dostaję raport wyśpiewanych piosenek, raport materiałów dydaktycznych, z których ciocie korzystały przy nauce liter, cyferek, czy dobrych manier oraz plany na miesiąc następny. Oraz jest raport najważniejszy, król wśród raportów, czyli  bogaty materiał zdjęciowo-opisowy dokumentujący chronologiczny przebieg wydarzeń w przedszkolu. I ten ostatni raport ma ponad 30 stron!!! Serio.

Z ostatniego raportu wynika, że moje dziecko bratało się z jeżami i lasem. Na dowód przyswojonej wiedzy zrobiło ze trzy prace plastyczne. Odbyła się wizyta pań dentystek, dzieci miały zrobiony przegląd stomatologiczny i były uczone poprawnego szczotkowania zębisk. Zdjęcia z rozdziawioną paszczęką własną i podczas szorowania gigantycznej protezy. Co wygląda dość upiornie, bo wyobraźcie sobie kilka skrzatów skaczących ze szczoteczkami dookoła szczęki giganta. Guliwer na żywo, słowo daję.

Kolejny punkt raportu mówi o tym, że dzieci uczyły się podstaw bon-tonu i ogłady. Krew w piach, bo ostatnio Bru na pytanie „i co się mówi?” po puszczeniu bąka głośnego jak przelot myśliwca, powiedział: PROSZĘ?

A wracając do raportu. Uczyli się literek, dopasowywania rzeczy, łączenia w pary, tańczyli, śpiewali, recytowali, wycinali, kleili, smarowali i wydzierali. Budowali z klocków forty, uczyli się o wietrze, konstruowali wiatraki oraz stosowali elementy metody glottodydaktyki. Mam nadzieję, że to ostatnie to coś, czego nie da się powtórzyć w domu i Bru nie zadźga kota w chwili mojej nieuwagi, czy cokolwiek to oznacza. JEZU.

Były też huczne obchody Światowego Dnia Pluszowego Misia. Co zostało udokumentowane zdjęciem pryzmy zwierzaków na środku sali przedszkolnej. Pryzma następnie była rozwalana poprzez wskoki dzieci. Co tłumaczy pewne zachowania w domu. I rozwaloną kanapę… Następnie każde dziecko miało sesję zdjęciową ze swoim misiem. Brunon jest jedynym dzieckiem, którego w zasadzie nie widać zza misia, gdyż upodobał sobie przewielgachnego pluszowego chama, którego dostałam od zespołu z poprzedniej fabryki. Nie wiem, czy to pierwsze oznaki gigantomanii i już powinnam zbierać na leczenie, czy też niewinny przypadek.

Więcej spacerków, czytania książeczek, placów zabaw, rysowania, kolorowania, klejenia, CIĘCIA. To stąd to błaganie, żebym kupiła mu nowe noże i nożyczki… Co uspokaja 😉

Następnie dziecko moje zostało wciągnięte w gusła i zabobony. Wróżenie z butów, wosku i inne przaśne andrzejkowe zabawy. Żenujące, doprawdy. Dlaczego moje dziecko bawiło się w Andrzejki lepiej ode mnie?!?! 🙁

Ale najlepsze jest na koniec. Takich emocji nie przynosi mi nic innego, popłakałam się. Częściowo tylko ze śmiechu 😉

Otóż do przedszkola przyjechała kapela góralska. Wiecie, z owcami, oscypkami, w strojach i kawałkiem hali do wypasania owiec. No i grali góralską muzykę. Trochę się na początku zezłościłam, bo nie wyrażałam na to pisemnej zgody, a wiadomo że góralska muzyka robi z mózgu błoto. Ale jak zobaczyłam przedszkolnego wujka tańczącego z dzieciakami to mi przeszło. Otóż, jak już wspominałam, przedszkole mojego synka zatrudnia pana przedszkolanka. Pan jest czarnoskóry, nie mówi po polsku, ma dredy i ewidentnie lubi góralską muzykę, bo na filmie bryka niczym rącza łania. Mam nadzieję, że wypalił wcześniej zioło, bo jeśli nie, to mamy czerwony alarm – totalny wariat opiekuje się moim dzieckiem, gdy ja zasuwam ku chwale fabryki… 🙂

A na deser nutka rywalizacji dla rodziców pragnących stanąć w konkursie na najlepszego rodzica roku. Otóż, co oczywiście wspaniałe, można raz w tygodniu raniutko, zamiast mycia ząbków chyba, albo zjedzenia śniadania, wpaść do przedszkola i poczytać dzieciom. Bym się zapisała, ale wolne terminy są dopiero w marcu, a nie lubię tak daleko planować 😉

Raport tylko wspomina o regularnych aktywnościach dzieci. Rytmice, gimnastyce, tańcach, ZAPASACH, zajęciach z logopedą oraz obecności psychologa.

Jedyny raport, który czytam od początku do końca 😉 Trzydzieści jeden stron…

14 komentarzy

  1. Kamila

    Szacun. Jolus-kiedy next time w Stolicy-a wlasnie zeń wracam-kurcze-chętnie bym tego black-gorala popatrzyła i ja. Dlaczego tylko Ty masz mieć pieknie:) PS. Dzisiaj był mój pierwszy raz. W metrze w sensie. Jazda . QRCZE- jazda metrem po raz pierwszy-no naprawdę. Buziakow sto dla Was:) Pozwolisz-ze ja raportu z wizyty prowincjałki w stolicy zdawać Ci nie będę. A przynajmniej nie nazbyt publicznie

  2. L

    Szkoda, ze moje dzieci nie mialy takiego przedszkola jak byly male i trzeba to bylo wszystko organizowac samemu ( lub nie). Zastanawia mnie tylko ile sie za takie przedszkole placi, chociaz wydaje sie bezcenne.

    • jolinda

      Przedszkole jest fantastyczne, potwierdzam. Ale nie jest bardzo drogie. Wychodzi taniej niż opiekunka na cały etat.

  3. ilona721000

    Zastanawia mnie tytaniczna praca personelu Twojego przedszkola – wielki szacun 🙂
    A czy ewentualny brak takiego sprawozdania spowodowałby u zaangażowanych rodziców uzasadniony niepokój o nierealizowanie podstawy programowej? 😛
    buziaki!

    • jolinda

      Tak, praca włożona w dzieci i ten raport jest niesamowita. Uważam, że przedszkolanki, tak jak pielęgniarki, to grupy baaardzo niedoceniane.
      Czy brak raportu by mnie niepokoił? 😉 Skąd. Dla mnie najważniejsze, że Bru uwielbia tam chodzić, że rozwija się otoczony angielskim. W mojej sytuacji to mega ważne 🙂 I jak on jest szczęśliwy, to ja sram na podstaw programową.

    • jolinda

      Powala. Ale to jest raport zbiorczy, dla całej grupy. Wiadomo, że każde dziecko jest inne i wyjątkowe (no nie wiem), ale bez przesady 😉

  4. Eva

    Panie przedszkolanki to nauczycielki, a nie jakieś ciocie. Ciocie może są w żłobkach, ale tego nie wiem. Żeby zostać przedszkolanką, należy ukończyć odpowiednie studia wyższe i odbyć pierdylion godzin praktyk. W ramach rozwoju zawodowego wymyśla się te owce z juhasami i inne niezwykle ważne (ha ha) spotkania oraz pokazy, czy wycieczki. Żeby zostać nauczycielem dyplomowanym przedszkola, trzeba się nieźle nagłowić, czym zabłysnąć przed dyrektorką, a później przed komisją w kuratorium. Smutne jest to, że przy wielkich wymaganiach od nauczycielek przedszkola, rodzicom wciąż się wydaje, że to „ciocie” (serio tak się dzieci do nich zwracają?! Ja nigdy się z tym nie spotkałam!

    Ale najważniejsze, że synuś dobrze się tam czuje 🙂

    • jolinda

      Mam wyłącznie szacunek i mega podziw dla Pań Przedszkolanek. Same się jednak nazwały ciociami i nikt z tym nie dyskutuje 🙂

  5. ale ale ale ze co

    i co lewicowa gwiazdo powiesz teraz o multi kulti? 19/12? ps. ty wspolpracowalas kiedys z onetem? ale tak blizej?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.