No bo sami powiedzcie. Wykrakałam, czy po prostu jestem sobą i po jolkowemu przyciągam nieprawdopodobne historie?
Gdyż po raz drugi chcą mnie zwolnić z mojej ulubionej firmy…
No właśnie. I znów nie za kradzież, albo bycie pijaną w pracy (nadal mam polski paszport, nie? 😉 ), tylko co? Reorganizacja. Reorg. Moje ulubione korpo słowo.
Jak mnie przyjmowali do pracy, dwa okrągłe lata temu, to mi dumnie ogłoszono, że firma właśnie wkroczyła w 3-letni plan reorganizacji. I że jestem częścią tego planu i że razem idziemy we właściwą stronę i razem miłujemy te same wartości. No takie klasyczne korpo-pieprzenie. W pierwszym roku tego wspaniałego planu postanowiono jednak rozwiązać cały dość duży dział, którego ja i mój zespół byliśmy częścią. No trudno, biznes. Znalazłam sobie nową posadę wewnątrz mojej ukochanej firmy. NIERUSZALNĄ, nie? Bo gdyż miałam lekki uraz i nawet porad w tej sprawie u samej góry szukałam. Ja. Porad. Także – naprawdę chciałam uniknąć powtórki z bólu dupy związanego z kolejnym reorgiem. Wspaniale.
Surprise, surprise! Kolejny reorg, kolejne rynki sprzedane, freeze na zatrudnienia, odcinamy kontraktorów, nie przedłużamy umów czasowych. Wiosenna dieta odchudzająca w wydaniu korporacyjnym. I kto, no kto zgodził się na roczny kontrakt niecały rok temu? Nie zgadniecie… 😉
Te dwa roczne kontrakty, po których następuje stała umowa, to jest norma w Holandii. Właśnie dlatego, że jak ma się stały kontrakt, to jest się właściwie niezwalnialnym. A kontrakty czasowe są dla pracodawcy dużo korzystniejsze.
Także: Taaaaa-daaaa!
Spadam. Lecę. Czy wyląduję telemarkiem i dostanę 112/100pkt za styl, czy może na czterech łapach z kocią gracją, czy boleśnie pieprznę o beton, poturbuję się masakrycznie i wybiję sobie zęby? Okaże się całkiem wkrótce zapewne.
To tak w skrócie. Nie dziwi nic. Wspominam tylko z kronikarskiego obowiązku, albo żebyście nie marudzili, że nie mówiłam 😉
Co dziwi natomiast, to ludzka znieczulica. Na problemy. Na MOJE problemy. Wiem, że one się jakoś samoistnie generują dookoła mnie i że można mieć dość słuchania o tym, co mi się znów dziwnego przytrafiło. Ale do cholery, no. Jestem w obcym kraju, z dzieckiem, które jest zbyt leniwe, żeby pójść do pracy chociażby na pół etatu, mam też na utrzymaniu kota, kolejnego nieroba i straciłam pracę. I lubię dramę, to też. I mówię ludziom, że straciłam pracę, tak znów, tak nieprawdopodobne, tak no muszę coś innego znaleźć. I oni kiwają głowami i pytają się jak weekend spędziłam. Albo że im się jajecznica za bardzo zetnie i oddzwonią. Albo mówią, że z tą moją pracą to jest jak z ich chomikiem, który 7 razy symulował własną śmierć, więc ta finalna w rezultacie nikogo nie ruszyła.
No tak mi mówią. A nie, że: ojej, biedactwo, i co teraz zrobisz, ale ty to masz zawsze pod górkę NIEZASŁUŻENIE, oddać ci swój etat? Tak to jakoś nikt. Wilki.
Ale największym żartownisiem i tak okazała się moja firma, która zaproponowała mi, żebym poszukała sobie czegoś wewnętrznie. Trzecia rekrutacja, trzeci dział, trzecia pozycja, trzeci rok reorgu. Widzę to.
Bo obecną przedziwną sytuację może przebić tylko jeszcze dziwniejsza, przy trzecim zwolnieniu po trzecim roku. No komu, pytam komu, może przytrafić się potrójne zwolnienie u tego samego pracodawcy trzy lata z rzędu?!? No właśnie. Tylko mi.
Sfochowałam się oczywiście na tę moją soon-to-be-ex ulubioną firmę i bardzo głośno (acz wewnątrz jolki tylko) zarzekałam się, że nie chcę już tam pracować, mimo wszystkich niezaprzeczalnych plusów. Więc szukam na zewnątrz, ale że w tym kraju nikt nie pracuje na dwa tygodnie dookoła każdych świąt, to minęło już kilka dni od tej druzgocącej informacji, a ja nadal nie wiem, co dalej. Dostałam wprawdzie kilka propozycji pracy, bo zaczęłam rozpuszczać wici po znajomych, ale wszystkie poza Holandią… 😉
Także tak. Jakoś nie umieram ze zdenerwowania tym razem, ale wiadomo nie fruwam też z radości. Czy wspominałam, że zasiłek dla bezrobotnych wynosi 75% pensji (średnia rocznych zarobków) przez pierwsze dwa miesiące, potem 70%? Przez trzy lata. Tak to tu położę i pójdę odkorkować Prosecco… 😉
Jola, przekazałem Ci serdeczne pozdro przez Adama. Jakiż ten świat mały.
Przekaże osobiście Już jutro 🙂
Oj maly, maly 🙂 Pozdrawiam serdecznie! 🙂
W skrocie:75% odjac jeszcze 8% na poczet wakacyjnych pieniedzy i jeszcze podatek jest wyzszy,bo nie pracujac nie przysluguja pewne ulgi. Co netto wychodzi ,to naprawde moze byc niespodzianka.Wiec na jedno prosecco musi starczyc;) No i czas trwania zasilku zalezy od dlugosci starzu pracy w NL.
Zakrecisz sie Jola i bedzie nowy kontrakt!Trzymam kciuki!
Jak napisałaś o tych 3 latach, 75% i Prosecco to wyplułam z siebie jedno słowo. Obraźliwe.
Potem pomyślałam, że jednak …Ja to bym nie chciała mieć dziecka na utrzymaniu. Koto, ostatecznie bym mogła.
Oraz głupio bym się czuła będąc kolejny raz wykopywaną z tego samego miejsca.
Więc cofam. COFAM!
Miej się dobrze. Jedź nad morze, bo słońce, ciepło, a ludzi jeszcze umiarkowanie.
Acha.
Do Szwecji do pracy to raczej nie-e. Zostań na lądzie. Choćby z powodu Bałtyku, który oddziela od Europy co ma znaczący wpływ na ceny biletów.
No tak, Holandia to dziwny kraj… 😉 A jeśli chodzi o współczucie znajomych – to oni pewnie znają realia, więc bagatelizują sytuację. Trzymam kciuki, wierząc że Jolka spada na cztery łapy 🙂
ojej:(