Samotne macierzyństwo

Samotnym matkom, czy też samotnym ojcom, jest trudno. Trudniej. Wiadomo.

Chociaż pod pewnymi względami łatwiej, ale to nie o tym wpis 😉
Kwestie finansowe są trudne, kwestie wychowawcze są trudne.
Ale w codziennym ogarnianiu własnej kuwety najtrudniejsze są drobiazgi.
Jak na ten przykład wybrać się do fryzjera? W czasie pracy, czy może skazać dziecko na dodatkową godzinę przedszkola, bo matka chce nowy kolor na głowie?
Albo siłka? Albo basen? Tak, wiem że można biegać z wózkiem, albo machać nad głową decybelem zamiast ciężarami. Można też wsadzić dziecko na rower i z nim jeździć. Ale to jest łapanie się za ucho przekładając rękę pod kolanem…
A takie śmieci? Prosta rzecz, jak wyjście do śmietnika urasta do rangi wyprawy. Bo albo zabierzesz dziecko ze sobą (ubieranie w czapko-szaliki, buty, kurtki, a następnie, po 3 minutach rozbieranie z tego wszystkiego), co powoduje, że łapiesz wkurwa, bo prosta czynność organizacyjna zabiera pół godziny, wiadro potu i szesnaście pytań „a cemu?”.
Albo próbujesz zabrać śmieci przy okazji wyjścia na spacer (więc zabierasz pierdyliard najpotrzebnisiów, a piątą ręką łapiesz worek z odpadami zmieszanymi, szóstą z recyklingiem, a zębami kilka butelek po winie).
No albo decydujesz się na opcję śmieci pod osłoną nocy, czyli po uśpieniu Decybela na palcach wymykasz się z mieszkania, a wracając znajdujesz zagluotwanego dzieciaka o krok od śmierci z rozpaczy, bo przecież mamy nie było, a być powinna zawsze.
Albo życie towarzyskie wieczorne. Masz do wyboru – picie do tv/telefonu po uśpieniu dziecka, albo zorganizować sobie przyjaciół/znajomych, którzy rozumieją, że wyjścia, owszem, ale w tygodniu to tak do 21 i to do knajp, które mają kącik dziecięcy, a w weekendy ZNÓW domówka u Ciebie, na której znikasz na około 2h mimo że jesteś organizatorem, żeby wykąpać, nakarmić i uśpić potwora.
Proste, zwyczajne rzeczy są najtrudniejsze.
Wyjście na zakupy ubraniowe, które nie są tym rodzajem rozrywki, który 2-latki cenią najwyżej. Wyjście na zakupy spożywcze (terror kupowania zabawek przy okazji). Wyjście na pocztę, na paznokcie, do urzędu… Wszystko się da, ale wykonanie leży daleko poza strefą komfortu normalnych ludzi.
Szczytem jest wizyta u ginekologa.
Zaliczona.
Grunt to dobre przygotowanie bajek w telefonie i gabinet z fotelem za osobnym przepierzeniem…

10 komentarzy

    • Potwierdzam p.s. rora (rora?) – na emigracji zaliczałam na początku kurs na sprawność samotnej matki polki. Z dwójką . System wsparcia to mus, ja już nawet obcych zaczepiałam. Dobrze, że ci kanadyjczycy tacy mili 🙂 Pozdrawiam [u mnie nie pada, a miało, jest się z czego cieszyć]

  1. Uruska

    Jola dasz radę. Zamiast liczyć na ojca-niańkę trzeba liczyć na niańkę-niańkę. Poza tym o ile pamiętam świetnie sprawdzały się zbiorowe opieki nad potomstwem. Dzisiaj ty opiekujesz się trójką, za to jutro idziesz do fryzjera bo Twoje młode jest zaopiekowane w grupie. No. A poza tym czas faktycznie pędzi szybciej niż struś Pędziwiatr i ani się obejrzysz, jak będziesz Brunona błagała, żeby z Tobą posiedział.

  2. MONIKA Ch.

    Jola, trzymam kciuki. Bo to jest ekwilibrystyka. Mam psiapsiółę, która przez pewien czas była samotną matką dwóch urwisów. Lat 5 i 3 czy jakoś tak. Jak próbowała wykonać czynność wyniesienia śmieci np. podczas dobranocki, to cwaniaki potrafiły skomentować, że dzieci nie można zostawiać samych i jak tak zrobi to zadzwonią na policję…. i nakablują na matkę. Dzielna jesteś i podziwiam, serio. Szacun. 🙂 :*

  3. Mysha81

    Ojej! Skąd ja to znam! Ja tez na emigracji -zero rodziny do pomocy, a znajomi nawet dzieciaci mało skorzy do opieki nad cudzymi. Taka sytuacja à propos śmieci- mąż w delegacji juz trzeci dzien, a smieci sie wysypuja. Caly dzien z roczna coreczka przy nodze tudziez na ramieniu. Coreczka jest z gatunku trudno zasypiajacych i prawie wcale nie spiacych za dnia. Godzina 22.30. Potwór padł! Po godzinnej walce! Kosz na smieci maz wystawil na ulice przed wyjazdem, a litosciwy sasiad podprowadzil pod brame z tylu domu. Tylko ze brama zamknieta na klucz i łańcuch. Około 23 nadal nie mam pewnosci, czy młoda spi- rzuca sie i lunatykuje po naszym łozku (zostala w naszym, bo w swoim nie chce wcale spac). Juz trzeci raz skradam sie do wyjscia z pekiem kluczy i workiem smieci. Za kazdym razem gdy jestem juzprawie na zewnatrz, widze, ze sie rzuca, placze! Wracam. Leje jak z cebra, wiec w czarnej bluzie z kapturem i czarnym workiem ze smieciami trzesacymi sie rekami probuje otworzyc cholerna brame. Slysze wrzask. Rzucam wszystko. Wracam. Zbliza sie polnoc- kolejne podejscie. Czujny sasiad nakryl mnie i przestraszyl- myslal, ze to wlamywacz! Udalo sie! Wyrzucilam smieci! Uff:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.