Pisałam już o mojej nowej, niderlandzko-amerykańskiej firmie. Jestem na pokładzie dopiero (już?) 4 miesiące, a przeszłam dobrych kilka szkoleń i testów. Nadal mnie zadziwia, jak dużą wagę i kasę przykłada się do pracownika tutaj, a może raczej jak słabo dba się o ludzi w PL, nadal.
Z ostatniego testu osobowiści, w którym wg teorii Junga kolorami opisuje się rodzaj dominującej w danym człowieku energii (Fiery Red, Sunshine Yellow, Earth Green and Cool Blue) wyszło, poza oczywistością, że jestem totalnie żółta, że mam wyjątkową łatwość w dopasowywaniu się do nowych warunków. Ale taką ekstremalną łatwość, która to niby jest wyróżniającą mnie cechą spośród milionów 😉 Fajnie się składa, skoro ciągle wszystko w swoim życiu zmieniam. Pewnie dlatego zmieniam 😉
No i wysłano mnie na wakacje. Bo wiecie, do końca roku mało czasu, a urlop sam się nie wykorzysta. Brunon też już się przecież namęczył w szkole… W NL po niecałych dwóch miesiącach, czyli w połowie października, należą się wszystkim dzieciakom tygodniowe jesienne ferie.
I tutaj chciałabym wtrącić o tym, jak ten niezwykle zapracowany naród, za jaki uważają się Holendrzy, pracuje. Czy też raczej nie pracuje 😉 Oczywiście z gwiazdką, że to jest przez pryzmat mojej fabryki i moich doświadczeń, no ale jednak.
Sklepy do 18, w poniedziałek knajpy zamknięte, specjalistyczne małe sklepiki pierwszej potrzeby (rowerowy, serowy) pracują tylko 4 dni w tygodniu, baseny otwarte do 18, itd. Wszystko to sprawia, że jeśli pracujesz full-time, nie masz w zasadzie szansy na robienie czegokolwiek poza pracą w tygodniu. Więc cały ogrom ludzi, nie tylko kobiet, wybiera pracę na część etatu. Poza moim szefem, w moim dziale żaden z Holendrów nie pracuje na cały etat. A nawet jeśli oficjalnie są 5 dni w tygodniu w pracy, to zwykle w piątki jest to home office.
Nie znam ANI JEDNEJ niderlandzkiej kobiety, która posiada dzieci w wieku szkolnym, która by pracowała na pełny etat. Żadnej.
A to sprawia, że jestem postrzegana jako dziwoląg. „Jak to Brunon nie może przyjść od 14 do 16 na play date do mojego Maxa?” „Nieee, w środę, po urodzinach Jaspera, nie możesz odebrać od nas Brunona o 17.30, to by było za długo, kończymy o 15.30”. „Jak to żadnego dnia nie kończysz wcześniej, pracujesz KAŻDEGO DNIA do 17?!?”. Jezu, jakie to frustrujące…
Jest jeszcze jedna ważna sprawa, która różni „pracowitych” Holendrów od Polaków. Holendrzy nie są głodni pieniędzy. Mają na nie z grubsza wywalone. Znaczy oczywiście wszyscy chcieliby zarabiać więcej, to jest normalne. Ale jeśli mieliby za to płacić cenę w postaci cięższej / dłuższej pracy, albo nadgodzin, to zapomnij. Wręcz przeciwnie. Mam tutaj kolegę, który prócz 5 tygodni urlopu, który mu się na etacie należy, poza kilkunastoma dniami bank holidays, KUPUJE sobie 6 dodatkowych tygodni urlopu. Nie wiem, czy to tylko moja firma taka łaskawa, że na to zezwala, czy to jest praktyka regulowana prawnie, ale koleś ma 11 tygodni urlopu w roku + święta narodowe. W praktyce – w pracy bywa. Z perspektywy szefa taki pracownik, to koszmar. No bo jak zapewnić ciągłość pracy? W zasadzie potrzeba dwóch Holendrów, żeby obsadzić jeden etat.
I dlatego tak wielu ekspatów w NL. Oczywiście, że nie tylko dlatego, ale między innymi dlatego. Jak potrzebuję obsłużyć swoim działaniem całą Europę, a nie tylko wyluzowane i niespieszące się nigdzie Niderlandy, to zatrudnię kogoś spoza NL…
No. Także może i to jest wydajny naród. Ale nie można tego mylić z pracowitością. Przynajmniej nie wg mojego słownika. Koniec wtrącki 😉
Wakacje.
Pojechaliśmy do Czech. I wiecie co? Bardzo się cieszę, że nie pojechałam do PL. Bo mimo, że do tej pory uwielbiałam Czechów, to teraz wydali mi się tak strasznie smutnym narodem. A Praga? No piękna, ale wszystko zaniedbane, obdrapane, szare i takie przaśne, pokryte starym tłuszczem, dymem z papierosów i nalotem z lat 80?
Ale chciałam o sile przyzwyczajeń. I o tym, jak szybko można przywyknąć do rzeczy, które na początku wydają się dziwne.
Przez kilka pierwszych dni w Pradze źle zamawiałam piwo. Mówiłam, że chcę piwo, a gdy kelner je przynosił, robiłam minę pt. „to nie dla mnie ten wazon”. Bo przyzwyczaiłam się do pomysłu picia małych piw, który zawsze wydawał mi się idiotyczny. Potem, gdy chciałam zamówić pół litra piwa, mówiłam „poproszę duże”, co w Czechach w niektórych miejscach oznacza litrowy kufel. Przezabawne 🙂
No i schody i łazienki. Jesteś w restauracji w Czechach, szukasz łazienki. I nagle łapiesz się na myśli, że „Marian, tu jest jakby luksusowo”. Bo na schodach spokojnie miniesz się z kimś idącym z naprzeciwka, a w łazience kolanami nie dotykasz ściany, gdy sikasz. No i jest ciepła woda!!! Czyli coś, co jest utrapieniem i koszmarem po przyjeździe do NL, po kilku miesiącach staje się normą, a „normalność”, którą znasz od urodzenia, staje się czymś zaskakującym. Naprawdę do wszystkiego można się przyzwyczaić…
Znalazłam ładny cytat, więc się podzielę.
Jedyne przyzwyczajenie, jakie należy wpoić dziecku, to by nie nabierało żadnych przyzwyczajeń. J. Rousseau
Tak się zastanawiam czytając – kto te niepracujące kobiety utrzymuje? Mężowie, którzy nie pracują na cały etat albo urlopują? Jak to właściwie jest w NL, że ludzie nie pracują tyle, co my, a dają sobie radę finansowo? Zarobki są tak duże? Jeśli tak, to wyjeżdżam… 🙂
Gaba – mieszkam w Szwecji, ale niektóre rzeczy a może nawet większość funkcjonuje podobnie w Holandii dlatego pozwolę sobie odpowiedzieć, Jolka najwyżej sprostuje.
Myślę, że po pierwsze zarobki są o wiele wyższe niż w Polsce. W Szwecji pracując na cały etat bez trudu dasz radę opłacić czynsz i media i jeszcze zostanie ci na chlebek. I masełko. No dobra, być może na cały miesiąc na to masełko nie wystarczy.
Po drugie: Jolka napisała, że oni nie mają parcia na kasę. Zgadza się, Szwedzi też nie. Pracować po godzinach?! W weekend?! To robi tylko jakiś desperat albo Polak. A Desperat np. zbiera kasę na podróż życia…
Dlatego też Szwedzi mają np. taki system, że jak się pracuje po godzinach to się deklaruje co się chce w zamian: wolne? pieniądze? i pieniądze i wolne?
Po 3. Podatki w Szwecji są wysokie, w Holandii pewnie też nie małe. Z tych podatków potem płaci się urlopy macierzyńskie, tacierzyńskie, wychowawcze i co tam jeszcze…Te mamy i tatusiowie, którzy zajmują się dziećmi w domu dostają więc stosowne zasiłki od państwa. Nie są to jakieś krocie, zazwyczaj są to kwoty znacząco niższe od wynagrodzenia, ale patrz wyżej. To nie kasa jest najważniejsza.
Komentarz właściwy: podoba mi się ta końcowa sentencja
Dzięki 🙂 też nie mam specjalnego parcia na kasę tzn. nie potrzebuję na przykład luksusowego samochodu ani super wypasionych mebli, ale chciałabym w miarę normalnie funkcjonować, nie martwiąc się czy wystarczy mi do kolejnej pensji. Pracujemy we dwoje, a mimo to rodzinne finanse to co miesiąc jest niezła gimnastyka 🙂
Nie ma oczywiscie jednej odpowiedzi, wszystko jest bardzo wzgledne. Np. w AMS ciezko by bylo sie utrzymac 4-osobowej rodzinie z jednej pensji moim zdaniem. Czynsze, czy nieruchomosci, sa bardzo bardzo drogie. Ale poza wielkimi miastami, zwykle jedna pensja wystarcza do normalnego zycia.
Kobiety zostaja w domach, bo tak, przedszkole, czy opieka poszkolna, sa baaardzo drogie. Przedszkole to okolo 1800 eur, a opieka poszkolna kolo 1000eur. W zaleznosci od tego ile zarabiasz, panstwo zwraca ci czesc kosztow, zwykle kolo polowy tych kwot. Ale jak dzieci wiecej niz jedna sztuka, to szybko sie okazuje, ze malo kogo stac na luksus wrocenia do pracy, wiec kombinuja na pol etatu, z dziadkami, nianiami, itd.
Generalnie uwazam, ze zycie jest tutaj latwiejsze, panstwo jest bardziej opiekuncze. Ale podatki sa strasznie wysokie i zdecydowanie mniej ludzi moze sobie pozwolic na nowe auta, czy duze domy niz w dorabiajacej sie Polsce.
Dlaczego kobiety z dziecmi nie pracuja fulltime w NL?Koszty “przedszkola” czy “swietlicy” sa bardzo wysokie.To pewnie jeden z powodow…;]
Tak, to prawda. Ale tez czesto kobieta moglaby zarobic troche wiecej w pracy niz to, co musialaby zaplacic za przedszkole. Tyle, ze wiekszosc ludzi nie czuje takiej potrzeby. Po co, skoro wystarcza na normalne zycie z jednej pensji + zasilkow na dziecko, ulg podatkowych, itd.
To jest inna mentalnosc. My w PL mamy wpajane, ze pracowac trzeba, trzeba gromadzic kase, pomnazac ja. Tutaj wyksztalcone kobiety ida na kilka lat do pracy, rodza dziecko i koncza kariery.
No wlasnie, troche wiecej zarobic to troche za malo jak sie zrobi analize strat&zyskow. Tak jak pisalas wczesniej, wiekszosc zajec dla dzieci (zajecia z nauki plywania, trainingi pilki noznej, hokeja, taniec, judo, gimnastyka etc. ) sa w godzinach wczesno popoludniowych, zaraz po szkole. Jak pracujesz na pelen etat to nie masz jak zabrac dzieci na zajecia. Albo musisz kogos zatrudnic, kto to za ciebie zrobi. Przedszkola i swietlice sa bardzo drogie. Opiekunki tez. Przyjecia urodzinowe sa zazwyczaj w srody lub piatki po szkole (w weekend jest czas dla rodziny). Tak wiec majac male dzieci pracuje sie na niepelny eteat. Zazwyczaj 4 dni w tygodniu. Z drugiej strony pracuje sie w ciazy do 8 miesiaca wlacznie i wraca sie do pracy po 3 miesiacach po urodzeniu dziecka. Kariere da sie zrobic 🙂
W porzednim życiu byłam Holendrem 😀
Hm, a to miejsce znasz? https://stuffdutchpeoplelike.com
Pozdrowienia z Wrocławia!
No dzien dobry! 🙂
Oczywiscie, ze znam :))))
Calusy z NL!
Nie piszesz. Już się boję, że kolejny wpis obwieści jakieś nowe życiowe rewolucje.
Ktos tu mnie dobrze zna…. 😉 hahahaha…
Rewolucje to moze nie, ale jak sie w zyciu duzo dzieje, to jakos mi sie na pisanie nie zbiera 😉