Święty Koszyczek

Jak tam po Świętach?

Bolało? 🙂
Ja w tym roku postanowiłam pojechać z rodziną i przyjaciółmi do SPA. Pomysł nie wydawał mi się niezwykle oryginalny oczywiście, ale liczyłam, że jednak nie wszyscy dzieciaci zdecydują się na ten sam krok.
Błąd.
Znajoma przed wyjazdem powiedziała mi, że też była kiedyś w SPA w Święta i że już nigdy tego błędu nie popełni, gdyż niedzieciaci walczą w takich miejscach o przetrwanie, a nie o płytsze zmarszczki.
Potwierdzam.
My mieliśmy sumarycznie piątkę potworów. W takim stadzie, one w zasadzie nieprzerwanie śpiewają, grają, tupią, płaczą, drą ryja. Generalnie wydają odgłosy. Głośno. I trudno ich zatrzymać, zwłaszcza gdy samemu wymyśliło się zabawę w „konie, które szybko odgalopowują na drugi koniec apartamentu”, żeby matka i ciotki mogły się spokojnie wina napić. Konie były zamienne z tygrysami, krowami, słoniami i psami. Ale jakoś na ciche ślimaki i bezgłose ryby nie udało mi się ich namówić. No i wyobraźnia dziecięca wcale nie jest bez granic. Udawanie bakterii i krokusów nie szło im najlepiej 😉
Święta nie byłyby świętami, gdyby nie jakiś kryzysik.
Zacznę od koszyczka, do którego później wrócimy. Dostałam za zadanie nabyć koszyczki dla trójki dzieci. Duże. W sensie pojemne. Pojemne koszyczki w nieprzyjemnych cenach znalazłam w kwiaciarni. Kupiłam więc jeden naprawdę duży. Zbiorczy. Bardzo ładny, bielutki. Będzie służył lata, albo se tam jakieś kwiatki wstawię i też git. Taki miałam chytry plan.
A teraz input, khem, kryzysiku.
Zaczęło się ode mnie. Dopadła mnie grypa żołądkowa w lekkiej wersji. Początkowo pomylona zresztą z nietolerancją na żołądkową. Ale skąd by u mnie nietolerancja alkoholu… 😉
Potem oczywiście toaletę zaliczał Brunosław.
A potem to już poszło lawinowo.
A ilość toalet i pojemników w pokoju hotelowym jest mocno ograniczona.
Tak.
Koszyczek.
Idealnie się nadał, bo wyłożony folią.
Zbezczeszczony.
Wielokrotnie.
To się nie odstanie.
Święcenie pokarmów już nigdy nie będzie takie samo…
Gdybym prowadziła takie zestawienie, koszyczek wielkanocny wylądowałby na szczycie listy najdziwniejszych miejsc, do których przyszło mi wymiotować 😉

10 komentarzy

  1. Widzisz, a ja w tym czasie leżałam z Kasparkiem na twojej kanapie, popijałam (swoje 😉 wino i było nam nad wyraz dobrze. Było się nie włóczyć.

  2. aga

    oj oj..z Willanowy żeście to zawlekli..na pewno cały ursynoow miał rota, a reszta stolicy miała zyg i sryg.od przedświąt do dziś….i to nie znające się domy były zainfekowane….serio, serio…

  3. Ewelina

    Ważne, że święta niezapomniane 😉 Ja pierwszy raz od lat w Wielkanoc nie chorowałam i nawet mi z tym dobrze, bo poprzednie lata to mniej więcej tak jak Wy, tyle tylko, że bez artefaktu w postaci koszyczka…

    Ściskam wiosennie!
    e.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.