Wszyscy jesteśmy kundelkami

Jest takie powiedzenie, że dla towarzystwa Cygan dał się powiesić. I coś w tym jest. Generalnie mam totalnie wyrąbane na to, kim byli moi przodkowie, wszyscy pochodzimy od małp i tyle.  Ale ponieważ moje przyjaciółki postanowiły przetestować swoje DNA, to i ja wysłałam swoje próbki do laboratorium w stanach. Dla towarzystwa właśnie.

Spodziewałam się jakiejś niespodzianki. Nie tylko dlatego, że mam taką naturę, że zawsze spodziewam się niespodzianek 😉 Ale przecież to ja, heloł. Domieszka genów z południowej afryki, albo ja wiem… polinezyjskich. Coś od czapy. No ale nie. Wschodnioeuropejska nuda z domieszką bałkańskiej śliwowicy…

Co ciekawe, po wykonaniu testu, system pokazuje gdzie mieszka najwięcej spokrewnionych genetycznie osób. No i  dla mnie nie jest to Polska. Póki co, najbliżej spokrewniona jestem z fińskim mężczyzną, a raczej kilkuletnim chłopcem o nazwisku Hämäläinen. Czyli może być, że to potomek, o którym zapomniałam, albo wyparłam, bo nie byłam w stanie wymówić nazwiska własnego dziecka? 😉

Te międzynarodowe związki, ciąże i dzieci o niewymawialnych nazwiskach… litości, kto by to wszystko spamiętał… 😉

Także – jestem kundelkiem, jak zresztą my wszyscy. Brunon dostał domieszkę krwi niderlandzkiej, więc jego bukiet genów ma pewnie ciut dłuższy ogon i jest bardziej sfragmentowany i MOŻE ma jakieś geny pozyskane przez niderlandzkich przodków w krajach (jeszcze) bardziej egzotycznych niż Polska. Dość to fascynujące, mimo że tak naprawdę nic z tego nie wynika.

W każdym razie ta domieszka bałkańskiej krwi jakoś nie zaskakuje i odrobinę tłumaczy moje ciągoty w stronę życia w kolorowym wozie… 😉 Do tej pory myślałam, że po prostu nie mogę znaleźć odpowiedniej nieruchomości na tym rozgrzanym do czerwoności niderlandzkim rynku staroci, ale może być, że nie patrzyłam na mobilne domy i dlatego nic mi nie pasowało. I to ma sens. Przy moim tempie zmian, kupowanie domu z fundamentami w jednym, ściśle określonym miejscu, nie ma większego sensu. A taki wóz, to mogłabym zaparkować pod każdą fabryką i przy każdej plaży. No i odpadałby problem za małej torebki. Mogłabym na spotkania, weekendy za miastem, a nawet na plac zabaw podjeżdżać ze wszystkim, co mam. Czyż to nie brzmi, jak naprawdę dobre rozwiązanie?

Muszę tylko sprawdzić, czy spożywanie i posiadanie alkoholu w domu na kółkach nie implikuje problemów z utrzymaniem prawa jazdy 😉 No ale pewnie wystarczy, żeby koń był trzeźwy…

 

6 komentarzy

  1. o tak, tak…wszystkim tym co wrzeszczą Polska dla Polaków, Szwecja dla Szwedów bym zrobiła takie badania. Dopiero by się ogólnonarodowa konsternacja rozlała, hehe.

    Dom na kółkach to moim zdaniem jest twój najlepszy pomysł. Tylko ten…Nie ma chyba takich o powierzchni 150m2? Bo na mniejszym to gdzie ty byś biedaku swoje szpilki trzymała?

    • Jolinda

      A tam nie ma. System przyczep. Widze to. Jedna na buty, druga na zabawki, trzecia bylaby chlodnia na wino i jakos bym chyba dala rade 😀

  2. Magda2

    A może by tak barkę na własność? Zawsze można wtedy zmienić lokalizację. No i tych fundamentów nie ma 😉

    • jolinda

      Hahaha, no w sumie. Troche strach, ze wino sie bedzie rozlewalo, jesli bedzie kolysac, ale moze takie straty trzeba wliczyc w koszt zycia 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.