są fajne, bo zawsze, gdy się przeprowadzasz, musisz każdej jednej rzeczy spojrzeć w twarz i zastanowić się, czy jeszcze jej potrzebujesz. no, chyba że są to buty. lub torebki. lub wino. lub kieliszki. to wtedy można ominąć ten krok. ale jak na przykład pakujesz 15 parę dżinsów, czy też 28 nieprzeczytanych (jeszcze) książek, to jakieś tam wnioski można na przyszłość wyciągnąć. pod warunkiem, że lubi się autobiczowanko 😉
po raz pierwszy nie przeprowadzam się sama. to znaczy po raz pierwszy doświadczę przeprowadzki zorganizowanej profesjonalnie. kilka tygodni temu przyszedł do mnie miły pan z miarką w oku i zaglądając do każdej szafki i pod każde łóżko, wycenił mój majątek. w metrach sześciennych.
zawodowiec. nawet mu powieka nie drgnęła, gdy pokazywałam kolejne schowki i skrytki, w których trzymam buty.
tak więc tym razem full pro. zero śmieciowych worków, zero kartonów wyciąganych ze śmietników supermarketu, zero obaw o to, jak przetransportować moją kolekcję jeleni.
przyjdzie ekipa, zabierze wszystko, a następnie zainstaluje wszystko w moim nowym domu, łącznie z poukładaniem w szafach i powieszeniem obrazów. fajnie, co? 🙂
byłam bardzo podjarana całym tym profesjonalizmem i opieką, jaką roztacza nade mną moje nowe korpo. no bo po raz pierwszy upierdliwa przeprowadzka będzie polegała wyłącznie na pokazywaniu palcem – to biorę, tego nie, to tak, to zostaje.
byłam.
aż do momentu, w którym dowiedziałam się, że nie wolno mi niczego samej spakować. niczego. gdyż to firma przeprowadzkowa bierze odpowiedzialność za to, żeby moje rzeczy dojechały do nowej chałupy w stanie nietkniętym. więc to oni muszą wszystko spakować.
wspaniale, nie? nie.
gdyż odczuwam umiarkowany optymizm, na myśl o tym, że ktoś ma pakować moje gacie, skarpety, biżuterię i ja wiem… no chociażby kolekcję zabawek erotycznych :))))
no ale serio. jestem pewna, że w każdym domu znajdzie się szafka, czy chociażby szuflada wstydu, gdzie wrzuca się rzeczy, które są totalnie od czapy, z którymi nie wiadomo co zrobić, które może się przydadzą, które nie wiadomo do czego służą, bo już nikt nie pamięta z jakiej okazji wylądowały w tej szufladzie… normalnie bym to wpieprzyła do jednego pudła i wstawiła na strych w nowym domu, żeby przy następnej przeprowadzce bez żalu wywalić całą jego zawartość do kosza.
ale tutaj się tak nie da.
gdyż każda jedna rzecz, która będzie przeprowadzona, musi być skatalogowana. i wyceniona. i przełożona z pokoju A do pokoju A’ w nowej lokalizacji. a wszystko to z wyprzedzeniem, w bardzo szczegółowej tabelce w Excelu.
KAŻDA JEDNA RZECZ.
każda para majtasów, każda sparowana, czy nie skarpetka, każda łyżeczka, każdy flakon perfum… każdy sprzęt kuchenny. każda zabawka!!!
także tak. w ten weekend urządzam sobie lokalno-globalny, na skalę jolki, spis powszechny. a to oznacza, że dowiem się wreszcie ile tak naprawdę mam par butów (od wczoraj +3. dzień dziecka, wiadomo.) i ile są warte.
niestety wiedza ta nie ułatwi odpowiedzi na pytanie – dlaczego kupujesz buty, a później w nich nie chodzisz?
no, ale może to jest jedno z tych pytań, które ludzkość zadaje sobie od zawsze: kim jesteśmy? dokąd zmierzamy? po chuj ci tyle butów, skoro masz tylko dwie stopy?
Rzeczy z szuflady wstydu przekazałabym zaufanej osobie z prośbą o przesłanie paczką 😀
Pozdrawiam i trzymam kciuki za zmiany!
Paczką… Pfff… chyba kolejnym tirem 😉
Przeraża mnie ta wizja. Może dlatego, że z poprzedniego miejsca wyprowadziłam się z jedną parą dżinsów na tyłku i trampkach w kwiatki 🙂 Bo pojechałam na weekend, a zostałam (póki co) dwa lata. No ale Jolka to Jolka – Jolka zawsze daje radę 🙂
Trzymam kciuki za pomyślne zliczanie klocków!
e.
Ja bym bardzo chciała mieć mało rzeczy. No ale jakoś mi nie wychodzi 😉
Wygląda na to, że przed przeprowadzką czeka Cię wielkie japońskie sprzątanie 😉 Trzymam kciuki!
Wyrzucam i pozbywam się od dawna. Nie widać efektów 😉
Moim marzeniem jest mieć dużo butów i zegarków.
Zegarki jakoś mnie nie biorą, ale buty wiadomo. Niestety ostatnio zaczęłam kupować nie tylko buty do chodzenia, ale też buty dekoracyjne. To jest choroba, tylko nie znam jej nazwy 😉
Ooooo!!!!! Ja też mam dużo butów dekoracyjnych – na obecną chwilę 167 par wszystkich. Co za ulga! Mnie już dopadają wyrzuty sumienia, bo dekoracyjne zjadły 50% domowego budżetu, a w nich nie chodzę.
Jak zwykle kibicuję ! Powodzenia w nowym miejscu ! I nie zapominaj o swoich wiernych czytaczach. Z niecierpliwością będę czekać na nowe wpisy z NL. Ciekawa jestem tylko gdzie będziesz za 2 lata… Może zakłady poczynimy ? Propozycje jakieś .. ?
Wytnę wszystkim numer i się ustabilizuję. O! 😉
Ómarłam ze śmiechu!
Oraz ja
A widzisz. A tak się oburzałaś moimi gaciami. Karma is a bitch 😀
może wyprzedaż osiedlową zorganizuj? 🙂
Moze jednak da sie co nieco uplynnic zanim uprzejmi panowie wejda na dobre, bym jednak spróbowala! Z tym ustabilizowaniem sie, to chyba nikt z nas jednak nie wierzy, hahaha! Cyganska duszo… Pozdrawiam i trzymam kciuki za pakowanie. i podróz. i nowosci. ech, zycie!
Po kolejnej, piątej przeprowadzce, powiedziałam mężowi, że następną robię paluszkiem – o, tu proszę postawić! – i w złą godzinę powiedziałam. Byłam wtedy w ciąży i nic nie mogłam pakować, poza tym – jak u Ciebie – przyszli panowie i spakowali nam cały dobytek w 102 kartony. 102 kartony. Jeżeli oni Ci to potem rozpakują, to powodzenia, moi też tak mieli, ale wspólnie stwierdziliśmy, że ja sobie lepiej sama ustawię książki (zmieniają się ekipy i szwajcarska ekipa nie kumała, że słowniki trzeba od A do Z, że Chmielewską to chronologicznie, no naprawdę..). Rozpakowywałam z pomocą mamy chyba miesiąc. A pakują pieczołowicie, każdy kieliszek w dwie płachty papieru. Grubego, pakowego. Wynosił potem młody papier do recyclingu miesiącami, każdy słoik ogórków kiszonych zawinięty był niczym najświętsza relikwia (oświadczyłam pani w biurze, że ja jestem w ciąży i ogórki kiszone mieć muszę i koniec. Przewieźli :D).
Jeszcze wycena starych bibelotów, co jest antykiem, a co nie jest? Lustro XIX w., zegar 1920 itp… Masakra.
No, i jeśli mają Ci panowie wszystko rozpakować i ustawić, wybierz tych przystojnych, bo zamieszkają z Tobą na tydzień. Pakować łatwiej niż rozpakowywać.
Tymczasem wyrzucaj i rozdawaj jak najwięcej.
Powodzenia!!
Oraz tak, gacie też mi spakowali sami.
PS, jeśli musisz podać wycenę wartości do ubezpieczenia, to przyjmuje się wartość odtworzeniową na dziś, czyli ile byś dzisiaj zapłaciła za to w sklepie.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale mnie wspomnienia ruszyły ;).
Pozdrowienia
Kasia
Kurde, ale że z kosza na pranie, które się samo nie wyprało, to też? 😉
Buty to buty, można kupić nowe (przepraszam za to bluźnierstwo…), ale książki… No bo patrz: masz książkę z lat młodzieńczych, to za pół wieku będzie prawie jak antyk! 😀 Mam jedną półkę z książkami, które musiałabym zabrać, gdybym miała do wyboru wziąć tylko jedną półkę książek… Ale kusi, oj! kusi: poukładać alfabetycznie. Tytułami. Albo autorami. Albo tematycznie. A może kolorystycznie?…
Z biżuterią mam inny problem, bo większość mojej biżuterii stanowią… moje wyroby 😛 Najchętniej zorganizowałabym wyprzedaż garażową, nawet jakby po piątaku kupili każdy naszyjnik czy komplet kolczyków, to z miejsca stałabym się milionerką (no dobra, parę stówek bym zgarnęła 😉 ). Póki co, nasz kraj nie pozwala na takie coś (chujowo, bo podatek bym zapłaciła chętnie, ale nawet tego nie mogę, bo musiałabym przecież założyć firmę i zapłacić ZUS!! żeby legalnie sprzedać cały swój dobytek…)
Z drugiej strony: Jolka, może to właśnie JEST dobry sposób na pozbycie się r z e c z y ? Bo Ty zapomnisz o połowie, firma przeprowadzkowa – o drugiej i tak zostaniesz z tą mniejszą częścią przedmiotów (czyli z zabawkami Bruna i swoimi kieliszkami do wina).
I szczerze Ci życzę, żeby – tak w razie czego – zgubili pudło z tymi gaciami czy skarpetami, a nie skrzynki z winem… ;-*
ps. o blogu, jak chcesz, to zapomnij, ale niech Ci się tam dobrze darzy, gdziekolwiek idziesz (ale jeśli idziesz z Warszawy do Białegostoku, to się odezwij 😉 )
Mnie przeprowadzono nawet smieci z garazu. Ale zadnych wycen nie robilam, prywatne rzeczy spakowalam sama , w zadnym wypadku bizuterii bym nie dala nikomu spakowac. Przewozilam tez sama kanarka . Reszta sie zajeli. Polecam ograniczone zaufanie i zabranie osobiscie wszelkich cennych rzeczy.
A wino po prostu wypij przed wyprowadzką, na miejscu kupisz sobie krzynkę nowych.
🙂
Ale dziwnie, choc fajnie.
Ja skonczylam z 92-ma obiektami na liscie meblo-kartonow ale pakowalismy sami bo to byla tylko miedzynarodowy przewoz.
Milych wycieczek do recyklingu i gumtree moments.
Cześć Jolka,
robiłem przeprowadzkę zupełną 2 lata temu, co mogę polecić to jednak arkusz kalkulacyjny u Googla (tak żeby nie bawić się w excele), w którym opiszesz każdą jedną rzecz która ląduje na strychu.
Po dwóch latach, bezcenne.
Pozdrawiam, Bajs